Obserwatorzy przypuszczają, że celem misji jest stanowcze zasugerowanie Mubarakowi, że powinien odejść ze stanowiska. - Wysłaliśmy bardzo jasny sygnał do Egiptu, publicznie i prywatnie - powiedział rzecznik Departamentu Stanu P.J. Crowley.
"Nie zwlekać z poparciem opozycji"
Jeden z czołowych dyplomatów amerykańskich, przewodniczący nowojorskiej Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) Richard N. Haass powiedział, że administracja musi być bardzo ostrożna w swych publicznych wypowiedziach, ale prywatnie "musi mocno naciskać na przekazanie władzy, w formie utworzenia rządu tymczasowego lub zainicjowania procesu reformy konstytucji". Haass, który z początku przestrzegał przed pochopnym cofaniem poparcia dla Mubaraka, zwracając uwagę, że próżnię polityczną po jego odejściu mogą wypełnić fundamentaliści islamscy, w wywiadzie dla biuletynu CFR.org wezwał we wtorek, by nie zwlekać z poparciem dla sił opozycyjnych.
- Czas działa na naszą niekorzyść. Proces ten (niepokoje społeczne w Egipcie - red.) zaczął się od świeckiej klasy średniej, w większości młodych ludzi. Bractwo Muzułmańskie, jak się wydaje, stara się za nim nadążyć. Jest ryzyko, że będą oni chcieli wykorzystać sytuację. Ważne więc, żeby prezydent Egiptu został odsunięty i to raczej szybko. Nie chcemy, aby doszło do momentu, kiedy wielu Egipcjan powie, iż sprawy przedstawiają się tak źle, że poprą kogokolwiek lub cokolwiek, co by zastąpiło status quo - powiedział Haass. Jego zdaniem, Bractwo Muzułmańskie - działająca półlegalnie w Egipcie partia islamskich fundamentalistów - w ewentualnych wyborach nie powinna zdobyć większości głosów.
"Egipt nie musi być jak Iran"
Podobną opinię wyraża wtorkowy "Washington Post". - Bractwo Muzułmańskie jak dotychczas odgrywało marginalną rolę w demonstracjach. Nikt nie wie jakie poparcie islamiści uzyskaliby w wolnych wyborach, bo nie przeprowadzono takich w Egipcie od pół wieku. Wielu analityków egipskich uważa jednak, że partia islamska zdobyłaby mniejszość głosów i nie doszłaby raczej do władzy - pisze dziennik w artykule redakcyjnym.
Zgadza się z tym ekspert ds. Bliskiego Wschodu z konserwatywnego American Enterprise Institute (AEI), Michael Rubin. - Usunięcie dyktatora nie musi doprowadzić do powstania republiki islamskiej, jak w Iranie, jeżeli USA zajmą aktywną postawę - uważa Rubin.
Komentatorzy w prawicowej telewizji Fox News bronią Mubaraka i przedstawiają ruch protestu w Egipcie jako sterowany z ukrycia przez islamistów. Podkreślają oni radość w kręgach rządzących w Iranie z powodu rewolty i obawy w Izraelu.
zew, PAP