Śledczy, którzy nie pozwolili jej na wyjazd argumentowali, iż była premier mogłaby pozostać za granicą i uniknąć w ten sposób odpowiedzialności za czyny, których się dopuściła. - Prokuratura i władze nie bały się, że nie wrócę. One bały się, że ja powrócę! - komentowała w środę Tymoszenko. Oceniła przy tym, że zakaz wyjazdu do Brukseli spowodowany był strachem władz, iż politycy unijni dowiedzą się od niej o realnej sytuacji na Ukrainie. - Władze odbierają mi prawo wyjeżdżania za granicę, dokąd chciałam się udać, by nawiązać kontakty z UE, oraz innymi państwami demokratycznymi w celu ratowania Ukrainy - oświadczyła Tymoszenko.
Była premier Ukrainy oskarżana jest przez władze o nadużycia finansowe, do których doszło w czasach, gdy kierowała ona rządem. Według obliczeń Kontrolno-Rewizyjnej Służby Ukrainy (odpowiednika polskiego NIK) gabinet Tymoszenko miał dopuścić się nadużyć na sumę 12 mld dolarów. W ostatnim czasie władze Ukrainy krytykowane są przez instytucje międzynarodowe za wykorzystywanie prawa w walce z oponentami politycznymi.
Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz tłumaczy, że jego ekipa nie zwalcza opozycji, lecz wypowiedziała wojnę korupcji. - Nie można modernizować kraju, nie walcząc z korupcją. Należy zrozumieć, że jeśli idziemy w stronę demokracji, o której najgłośniej mówią ludzie wspierający korupcję, to odpowiedzialność powinien ponieść każdy - powiedział Janukowycz we wtorek.
zew, PAP