Egipskie Bractwo Muzułmańskie oświadczyło, że może się wycofać z rozmów z rządem, jeśli nie zostaną spełnione żądania opozycji, w tym te dotyczące natychmiastowego ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka. Tymczasem 82-letni Mubarak, który odmawia rezygnacji ze stanowiska przed wrześniowymi wyborami, utrzymując, że jego odejście spowodowałoby chaos w kraju, próbuje skoncentrować wysiłki na przywróceniu porządku i zyskać na czasie.
Uczestnicy protestu na kairskim placu Tahrir zapewniali, że pozostaną w tym miejscu, dopóki Mubarak nie ustąpi, i wyrażali nadzieję, że będą mogli zaprezentować swe hasła w masowych demonstracjach we wtorek i w piątek. Wojsko próbowało ograniczyć obszar zajmowany przez protestujących. Demonstracje i zamieszki w Egipcie, nazywane przez niektórych "rewolucją Nilu", według danych ONZ kosztowały życie około 300 osób.
Opozycja apeluje o zmianę konstytucji w celu przeprowadzenia wolnych i uczciwych wyborów, ograniczenia kadencji prezydenckich, rozwiązania parlamentu, uwolnienia więźniów politycznych i uchylenia stanu wyjątkowego. - Oceniamy sytuację. Przemyślimy kwestię dialogu - powiedział Esam el-Erian z Bractwa Muzułmańskiego. - Rozważymy to w zależności od wyników. Niektóre nasze żądania są spełniane, lecz nie ma odpowiedzi na główne - ustąpienie Mubaraka - dodał.
Bractwo Muzułmańskie - radykalne ugrupowanie cieszące się dużym poparcie społecznym - po raz pierwszy od pół wieku uczestniczyło 6 lutego w bezpośrednich rozmowach z rządem egipskim, dotyczących transformacji politycznej.PAP, arb