Egipcjanie wciąż protestują. 250 tysięcy osób na placu Tahrir

Egipcjanie wciąż protestują. 250 tysięcy osób na placu Tahrir

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na placu Tahrir zebrało się ponad 100 tysięcy osób (fot. FORUM) 
Tysiące osób protestowały w Kairze oraz innych egipskich miastach. W centrum stolicy na placu Tahrir, gdzie według agencji AP zebrało się 250 tys. ludzi, do tłumu przemówił zwolniony dzień wcześniej z aresztu pracownik firmy Google Wael Ghonim. Według agencji Reutera, na placu zgromadziło się ponad 100 tys. osób, domagających się ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka.
- Nie jestem bohaterem, to wy jesteście bohaterami - powiedział Ghonim, jeden z najważniejszych młodych organizatorów protestów, który założył ich grupę na Facebooku. - Nie odstąpimy od naszego żądania, a jest nim upadek reżimu - zapewnił Ghonim, który jest dyrektorem ds. marketingu firmy Google na Bliski Wschód i Afrykę Północną. Na słowa Ghonima demonstrujący zareagowali gromkimi oklaskami. Ghonim złożył również kondolencje rodzinom ofiar protestów. W internecie antyrządowi działacze umieszczali zdjęcia "męczenników".

Pracownik Google został zatrzymany przez władze pod koniec stycznia i był przetrzymywany w areszcie przez 12 dni. W tym czasie nie wiedział, co dzieje się na ulicach egipskich miast. 7 lutego udzielił telewizyjnego wywiadu transmitowanego na żywo. - Nie jestem symbolem, czy bohaterem, ani niczym w tym rodzaju, ale to co mi się przytrafiło to przestępstwo. Musimy zetrzeć ten system oparty na braku możliwości wypowiadania się - oświadczył wówczas. Gdy dziennikarz powiedział mu, że podczas protestów zginęło ok. 300 osób, Ghonim rozpłakał się. Według antyrządowych działaczy, łzy Ghonima kontrastują z brakiem skruchy ze strony prezydenta Mubaraka, który w zeszłotygodniowym przemówieniu do narodu nie wspomniał o ofiarach śmiertelnych demonstracji.

W ciągu 12 godzin od zakończenia wywiadu 120 tys. osób przyłączyło się na Facebooku do grupy o nazwie: "Upoważniam Waela Ghonima do wypowiadania się w imieniu egipskich rewolucjonistów". "Ghonim jest egipskim Bouazizim" - napisał dziennikarz Mohamed Al-Dżarhi, porównując działacza do 26-letniego Tunezyjczyka Mohameda Bouaziziego, który podpalił się w połowie grudnia. Jego desperacki akt wywołał falę antyrządowych demonstracji w Tunezji, które doprowadziły do obalenia prezydenta Ben Alego.

Protestujący z placu Tahrir odrzucają dialog z władzami Egiptu, prowadzony od kilku dni przez opozycję. Wiceprezydent Omar Suleiman oświadczył, że prezydent Mubarak powołał komisję mającą na celu opracowanie zmian w konstytucji oraz oddzielny organ, którego zadaniem będzie monitorowanie wprowadzanych reform. Dzień wcześniej rząd poinformował o 15-procentowej podwyżce pensji pracowników rządowych. "Dialog przedłuża życie reżimu. Nie dla dialogu, dopóki Mubarak nie odejdzie" - głosi jeden z transparentów na placu Tahrir.

Do antyrządowych protestów doszło także w innych miastach Egiptu. W Aleksandrii zebrało się kilkadziesiąt tysięcy osób. Tysiące ludzi wyszły na ulice Al-Mansury, Asjutu, Ismailii czy Suezu, żądając odejścia prezydenta Mubaraka. Ponadto ok. 3 tys. pracowników firm w strefie Kanału Sueskiego protestowało tego dnia przeciwko niskim płacom i warunkom pracy.

PAP, arb