Wkrótce po tym oświadczeniu w czasie sesji parlamentu lewicowa opozycja wezwała ponownie minister do odejścia ze stanowiska. Szefowa dyplomacji odparła na to, że "odpowiedziała na wszystkie zarzuty ze szczerością i uczciwością i nie ma już nic do dodania". Swoim przeciwnikom zarzuciła z kolei posługiwanie się "kłamstwami" i "insynuacjami". Przyznała jednak, jak poprzednio, że jej wakacje w Tunezji podczas rewolty i podróż prywatnym samolotem tunezyjskiego "przyjaciela" okazały się "niezręcznością".
Wcześniej minister przyznała, że w czasie pobytu skorzystała na krótkich trasach w Tunezji z samolotu swojego "przyjaciela" Aziza Mileda. Zaprzeczyła jednak ponownie, jakoby Miled był członkiem klanu Ben Alego. W jej przekonaniu był on, przeciwnie, "ofiarą" rodziny byłego prezydenta Tunezji. Minister odpiera też od wielu dni zarzuty, że odpoczywała beztrosko w kraju ogarniętym rewoltą - utrzymuje, że w końcu grudnia zamieszki w Tunezji miały tylko lokalny charakter.
W połowie stycznia francuska opozycja po raz pierwszy zażądała dymisji szefowej dyplomacji, twierdząc, że miała ona proponować Ben Alemu francuską pomoc w zaprowadzeniu porządku w Tunezji. Alliot-Marie broniła się, tłumacząc, że w rzeczywistości chciała jedynie powstrzymać rozlew krwi w tym kraju.
PAP, arb