Reinfeldt w wypowiedzi dla dziennikarzy polemizował we wtorek z obrońcami Assange'a, którzy mówili, że za wydaniem Europejskiego Nakazu Aresztowania (ENA) stoi "mściwa szwedzka feministka - prokurator Marianne Ny". Zastrzegał, że Szwecja nie jest "bananową republiką". Szwedzki premier zaznaczył też, że z faktu, iż w Szwecji, gdzie w odróżnieniu od innych państw sprawy o przestępstwa seksualne rozpatrywane są za zamkniętymi drzwiami, nie można wyprowadzać sugestii, że wymiar sprawiedliwości nie jest niezawisły, a Assange zostałby osądzony w tajnym procesie. Według Robertsona Reinfeldt "wykoślawił" argumenty obrony i nie jest bezstronny.
Robertson mówił w podsumowaniu, że podstawa kwestia dotyczy tego, czy rzeczywiście obecność Assange'a w Szwecji jest niezbędna, by złożył wyjaśnienia, skoro może i gotów jest odpowiedzieć na pytania prokuratury łączem wideo, ewentualnie można go przesłuchać np. w szwedzkiej ambasadzie w Londynie. - Gdzie jest granica między chęcią przesłuchania, a prokuratorskim ściganiem? - pytał obrońca, wskazując, że szwedzki ENA dotyczy tylko przesłuchania Assange'a, którego formalnie nie postawiono dotąd w stan oskarżenia. W ocenie Robertsona, w tym przypadku "ENA jest nadużyciem procesu prawnego" oraz "środkiem niewspółmiernie surowym w stosunku do wagi zarzutów".
Z zarzutem "nieproporcjonalności ENA" polemizowała prokurator Clare Montgomery. Według niej z ENA wynika jasno, że szwedzka prokuratura chce przesłuchać Assange'a, mając na względzie ściganie go. Prokurator sprostowała także twierdzenia obrony w sprawie szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości. Zaznaczyła, że procesy o przestępstwa seksualne są jawne, a wyłączenie jawności następuje tylko w aspekcie postępowania dowodowego.
pap, ps