Osiem działaczek Femenu zamierzało wyrazić swój protest przeciwko Berlusconiemu bezpośrednio przed ambasadą Włoch, jednak do jej siedziby nie dopuścili ich milicjanci. Naprzeciw dziewczyn stanęło ich aż dwudziestu, a w zaparkowanych przy ambasadzie samochodach czekali też uzbrojeni w pałki funkcjonariusze milicyjnych oddziałów specjalnych. "Mamy pozwolenie na protest" - krzyczały feministki, jednak milicjanci nie chcieli ich słuchać. W tej sytuacji działaczki rozwinęły swe plakaty w odległości ok. 20 metrów od ambasady, a następnie zaczęły rzucać w jej kierunku stringami.
Akcja Femenu zgromadziła ok. 50 dziennikarzy oraz tłum gapiów. Kierowcy przejeżdżających obok włoskiej placówki samochodów widząc protest zwalniali, przez co na wąskiej ulicy przy ambasadzie utworzył się korek. Milicjanci nie wytrzymali w końcu hałasu, który urządziły feministki, i chcieli je zatrzymać. Trzem z nich udało się z piskiem uciec. Pięć pozostałych siłą wepchnięto do milicyjnych samochodów. "Tym razem Femen został oskarżony o zademonstrowanie narządów płciowych. Milicja ma dwa doniesienia od podstawionych osób, które rzekomo zostały obrażone przez poczynania dziewczyn w trakcie akcji. Cytat z protokołu zatrzymania: obnażały pośladki i wtulały się w milicjantów" - czytamy w komunikacie organizacji.
Działaczki napisały w nim, że milicja nie miała powodu do zatrzymania, oraz wyraziły przekonanie, że biorąc pod uwagę pięć procesów sądowych za podobne akcje, w których były wcześniej uniewinniane, niebawem wyjdą na wolność. Organizacja Femen gromadzi młode aktywistki, które walczą z dyskryminacją kobiet na Ukrainie, urządzając prowokacyjne manifestacje. Ruch istnieje od 2008 r., a w ramach swej najgłośniejszej akcji "Ukraina to nie burdel" walczy z seksturystyką i prostytucją.
pap, ps