Departament Stanu USA wyraził "poważne zaniepokojenie" ostatnią falą protestów antyrzadowych w Bahrajnie i wezwał wszystkie strony konfliktu do powściągliwości i powstrzymania się od aktów przemocy. Demonstranci, rekrutujący się w większości z szyitów, są zdecydowani kontynuować protest.
Rzecznik Departamentu Stanu Philip Crowley potwierdził, że rząd USA otrzymał informacje o śmierci dwóch demonstrantów i wezwał władze Bahrajnu do zbadania okoliczności tych zdarzeń oraz do "podjęcia działań przewidzianych przez prawo w przypadkach jakiegokolwiek nieuzasadnionego stosowania przemocy przez siły bezpieczeństwa". Król Bahrajnu szejk Hamad ibn Isa al-Chalifa w telewizyjnym wystąpieniu wyraził ubolewanie z powodu śmierci "naszych dwóch synów" i zapowiedział śledztwo. Zapewniał, że pokojowe protesty są w Bahrajnie legalne.
Tymczasem szyiccy demonstranci, którzy okupują centrum stolicy Bahrajnu - Manamy, postanowili kontynuować protest przez noc z wtorku na środę. Protestujący, zainspirowani rewoltami w Tunezji i Egipcie, które zakończyły się obaleniem dotychczasowych rządzących, otwarcie domagają się już ustąpienia premiera szejka Chalifa ibn Salmana al-Chalifa, który sprawuje ten urząd od czasu uzyskania przez Bahrajn niepodległości w roku 1971. Demonstranci rekrutujący się z szyickiej większości w Bahrajnie, twierdzą, że rządzący sunnici dyskryminują ich utrudniając dostęp do opieki zdrowotnej, stanowisk rządowych i mieszkań.
Bahrajn, w którym stacjonuje amerykańska V Flota, uważany jest przez swoich sojuszników - Arabię Saudyjską i USA - za zaporę przed wpływami szyickiego Iranu w regionie.zew, PAP