Uzbrojeni członkowie jednego z jemeńskich plemion porwali pracującego w tym kraju uzbeckiego lekarza. Porywacze żądają, by władze ukarały odpowiedzialnych za nalot na obóz Al-Kaidy z 2009 r., w którym zginęło 41 cywili. Jemen rozpoczął ofensywę przeciwko regionalnemu odłamowi Al-Kaidy, gdy należący do niego terroryści przyznali się do próby zamachu na samolot lecący do USA w grudniu 2009 roku.
Porywacze zwabili lekarza, Abdulhamida Juna, przed szpital w regionie Szabwa, w którym pracował prosząc go o pomoc w leczeniu ich rannych krewnych. Szabwa znajduje się w środkowej części Jemenu, gdzie działają zarówno separatyści, jak i bojownicy Al-Kaidy. Następnie lekarz został przewieziony do sąsiedniej prowincji Abjan, gdzie w grudniu 2009 roku w nalocie przeciwko Al-Kaidzie zginęło kilkudziesięciu mieszkańców miasteczka Al-Maajala. - Zabrali go, żeby naciskać na rząd, by pociągnął do odpowiedzialności osoby stojące za tym nalotem. Ludzie są niezadowoleni, ponieważ rząd nie zajmuje się tą kwestią - oświadczył rozmówca agencji Reutera z prowincji Szabwa. Według organizacji obrony praw człowieka Amnesty International w nalocie na obóz Al-Kaidy w regionie Abjan zginęło 41 osób, z czego połowę stanowiły dzieci.
Prezydent Jemenu Ali Abdullah Saleh, uważany za sojusznika USA w walce z Al-Kaidą, obecnie próbuje zapanować nad antyrządowymi protestami inspirowanymi wydarzeniami, w których w ciągu ostatnich dwóch tygodni zginęły co najmniej 24 osoby.
PAP, arb