Guaino, autor prezydenckich przemówień, nazywany przez media z racji swojego stanowiska "piórem" Sarkozy'ego, jest kolejnym z francuskich polityków, którzy muszą się tłumaczyć z urlopów spędzonych w pogrążonych w rewolcie krajach arabskich. To właśnie wakacje w Tunezji były główną przyczyną odejścia w ubiegłą niedzielę szefowej francuskiej dyplomacji Michele Alliot-Marie.
W wywiadzie dla tygodnika kulturalnego "Les Inrockuptibles" Guaino przyznał, że spędził w Trypolisie "cztery dni i noce" w okresie sylwestrowym. Zaznaczył, że pobyt miał charakter całkowicie prywatny, gdyż przebywał w rezydencji swojego "starego przyjaciela" - tamtejszego ambasadora Francji. Guaino podkreślił, że nie kontaktował się w czasie urlopu z władzami libijskimi i że w ogóle pierwszy raz w życiu był wtedy w Libii. Dodał, że zapłacił sam za bilet lotniczy i podróżował zwykłym pasażerskim samolotem publicznego przewoźnika libijskiego. - Nie byłem także zaproszony przez libijskiego biznesmena ani nie negocjowałem żadnego kontraktu w Libii - zapewnił Guaino.
W ostatnim czasie prasa ujawniła, że była już szefowa MSZ Michele Alliot-Marie spędzała święta Bożego Narodzenia w Tunezji, korzystając z gościnności tunezyjskiego biznesmena związanego z obalonym w styczniu prezydentem Zinem el-Abidinem Ben Alim. Według mediów, rodzice Alliot-Marie kupili wtedy przedsiębiorstwo od tego samego biznesmena. Także premier Francois Fillon przyznał niedawno, że podczas urlopu w Egipcie w końcu grudnia korzystał z samolotu rządowego, wypożyczonego przez ówczesnego prezydenta Hosniego Mubaraka.
Po ujawnieniu informacji o tych niefortunnych urlopach Alliot-Marie i Fillona prezydent Sarkozy zalecił wszystkim członkom rządu, aby od tej pory spędzali wakacje raczej w kraju niż za granicą. Dodał, Ewentualne urlopy zagraniczne ministrów muszą być "zgodne z polityką zagraniczną Francji".
PAP, arb