Reprezentujące Flandrię partie CD&V i N-VA domagają się, by porozumienie co do reformy instytucjonalnej kraju, w tym pogłębienie autonomii belgijskich regionów, poprzedzało sformowanie nowego koalicyjnego rządu federalnego. Przy czym N-VA odrzuca kolejne propozycje kompromisowego wyjścia z kryzysu, uznając, że proponowane rozwiązania nie wystarczają Flamandom, oczekującym w dłuższej perspektywie rozpadu Belgii na Flandrię i część francuskojęzyczną.
Komunikat pałacu królewskiego głosi, że 36-letni Beke ma "przygotować porozumienie co do reformy państwa". Nie wyznacza przy tym żadnego terminu, ale publiczna stacja RTBF podała, że misja nowego negocjatora ma trwać do końca świątecznej przerwy wielkanocnej, czyli do 26 kwietnia. Wtedy minie dokładnie rok od złożenia dymisji przez rząd Yvesa Leterme'a, co doprowadziło do przedterminowych wyborów. Leterme wciąż pełni obowiązki premiera, odpowiadając wraz z całym gabinetem za sprawy bieżące.
Belgowie coraz bardziej mają dosyć nieudolnej klasy politycznej, która nie potrafi dojść do porozumienia, bo górę biorą partykularne interesy i animozje między poszczególnymi liderami. Rośnie niechęć między politykami reprezentującymi frankofonów i Flamandów, stanowiących 60 proc. mieszkańców blisko 11-milionowej Belgii.
Prawdziwego rządu Belgia nie ma najdłużej w nowoczesnej historii Europy - pobiła już rekord z 1977 roku należący do sąsiedniej Holandii (208 dni). Brak postępu w negocjacjach i fiaska kolejnych mediatorów sprawiły, że zrealizował się czarne scenariusz i Belgia potrzebuje na zawiązanie koalicji więcej czasu niż Irak w 2009 roku. 249 dni trwały tam ustalenia o podziale władzy między Kurdami, szyitami i sunnitami; po kolejnych 40 dniach powstał rząd.
Gdy w kraju mijało 249 dni bez rządu, Belgowie zorganizowali prześmiewczą "rewolucję frytek", bo uważają je za swój wynalazek i symbol belgijskiego stylu życia. W styczniu ulicami Brukseli przeszła 40-tysięczna manifestacja Belgów pod skierowanym do polityków hasłem "Wstyd!".
pap, ps