George W. Bush przybył do Korei Południowej i znalazł się w zasięgu artylerii Korei Północnej - kraju uznanego przez prezydenta USA za część "osi zła".
Podczas 40-godzinnego pobytu w Korei Południowej Bush przeprowadzi rozmowy z prezydentem Kim De Dzungiem i uda się nad ostatnią zimnowojenną granicę na świecie - Strefę Zdemilitaryzowaną, rozdzielającą dwa państwa koreańskie. Prezydent USA odwiedzi stacjonujące tam wojska amerykańskie.
Seul, stolica Korei Południowej, leży 50 km od Strefy Zdemilitaryzowanej, czyli w zasięgu dalekonośnych dział północnokoreańskich.
Bush przybył do Seulu z Japonii, gdzie potwierdził, że USA będą bronić Korei Południowej i utrzymywać obecność wojskową w Azji, w tym na Półwyspie Koreańskim.
W przemówieniu wygłoszonym przed odlotem z Tokio w parlamencie japońskim Bush przyrzekł też, że USA stworzą system obrony rakietowej, który chroniłby przed atakiem sojuszników Ameryki na Dalekim Wschodzie.
"Jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek przekonani co do konieczności dalszej obecności wojskowej w tym regionie. Odeprzemy agresję przeciw Republice Korei. I żeby chronić ludzi w tym regionie, i naszych przyjaciół i sojuszników w każdym regionie, będziemy kontynuowali program obrony przeciwrakietowej - mówił Bush.
Władze Korei Południowej wprowadziły w Seulu nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Oddziały policji, uzbrojone w długie pałki, patrolują ulice miasta, legitymując przechodniów. Żołnierze sprawdzają studzienki odpływowe, a także dachy domów. Szczególnie ostre środki przedsięwzięto w okolicach ambasady USA w Seulu, rezydencji ambasadora USA i Błękitnego Domu - pałacu prezydenckiego w stolicy Korei Południowej.
Zdaniem obserwatorów, wizyta w Korei Południowej stanowi najbardziej drażliwy etap azjatyckiej podróży Busha. Podczas pobytu w Japonii prezydent USA obstawał przy swej tezie o zagrożeniu ze strony "światowej osi zła", czyli Korei Północnej, Iraku i Iranu. Powiedział też, że w tej sprawie pozostawia otwarte "wszystkie opcje".
Słowa Busha uraziły Południowych Koreańczyków, gdyż zostały przyjęte jako zaprzeczenie strategii prezydenta Kim De Dzunga - tzw. polityki słonecznego blasku, zakładającej dialog z Phenianem.
O taki dialog, z udziałem także Waszyngtonu, zaapelował na dwa dni przed przybyciem Busha rząd Korei Południowej.
Wypowiedź o "osi zła" jeszcze bardziej zmroziła atmosferę w stosunkach USA z Koreą Północną. Na początku lutego Phenian odwołał zaproszenie ekspertów amerykańskich, którzy mieli przygotowywać grunt do oficjalnych rozmów politycznych.
Rząd amerykański zwraca uwagę na mizerne na razie efekty dialogu zapoczątkowanego przez Seul. Korea Północna jest nadal jednym z głównych eksporterów rakiet i technologii rakietowych do krajów "nieobliczalnych".
W czasie środowego spotkania Bush i Kim De Dzung będą się naradzać nad sposobami wznowienia rozmów z Koreą Północną na temat jej zbrojeń rakietowych i programu nuklearnego. Rozmowy te ustały wraz z objęciem rządów w USA przez administrację Busha.
W Korei Południowej stacjonuje ok.37 tys. amerykańskich żołnierzy. Phenian niezmiennie uzależnia dialog z USA od wycofania tych sił.
nat, pap
Seul, stolica Korei Południowej, leży 50 km od Strefy Zdemilitaryzowanej, czyli w zasięgu dalekonośnych dział północnokoreańskich.
Bush przybył do Seulu z Japonii, gdzie potwierdził, że USA będą bronić Korei Południowej i utrzymywać obecność wojskową w Azji, w tym na Półwyspie Koreańskim.
W przemówieniu wygłoszonym przed odlotem z Tokio w parlamencie japońskim Bush przyrzekł też, że USA stworzą system obrony rakietowej, który chroniłby przed atakiem sojuszników Ameryki na Dalekim Wschodzie.
"Jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek przekonani co do konieczności dalszej obecności wojskowej w tym regionie. Odeprzemy agresję przeciw Republice Korei. I żeby chronić ludzi w tym regionie, i naszych przyjaciół i sojuszników w każdym regionie, będziemy kontynuowali program obrony przeciwrakietowej - mówił Bush.
Władze Korei Południowej wprowadziły w Seulu nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Oddziały policji, uzbrojone w długie pałki, patrolują ulice miasta, legitymując przechodniów. Żołnierze sprawdzają studzienki odpływowe, a także dachy domów. Szczególnie ostre środki przedsięwzięto w okolicach ambasady USA w Seulu, rezydencji ambasadora USA i Błękitnego Domu - pałacu prezydenckiego w stolicy Korei Południowej.
Zdaniem obserwatorów, wizyta w Korei Południowej stanowi najbardziej drażliwy etap azjatyckiej podróży Busha. Podczas pobytu w Japonii prezydent USA obstawał przy swej tezie o zagrożeniu ze strony "światowej osi zła", czyli Korei Północnej, Iraku i Iranu. Powiedział też, że w tej sprawie pozostawia otwarte "wszystkie opcje".
Słowa Busha uraziły Południowych Koreańczyków, gdyż zostały przyjęte jako zaprzeczenie strategii prezydenta Kim De Dzunga - tzw. polityki słonecznego blasku, zakładającej dialog z Phenianem.
O taki dialog, z udziałem także Waszyngtonu, zaapelował na dwa dni przed przybyciem Busha rząd Korei Południowej.
Wypowiedź o "osi zła" jeszcze bardziej zmroziła atmosferę w stosunkach USA z Koreą Północną. Na początku lutego Phenian odwołał zaproszenie ekspertów amerykańskich, którzy mieli przygotowywać grunt do oficjalnych rozmów politycznych.
Rząd amerykański zwraca uwagę na mizerne na razie efekty dialogu zapoczątkowanego przez Seul. Korea Północna jest nadal jednym z głównych eksporterów rakiet i technologii rakietowych do krajów "nieobliczalnych".
W czasie środowego spotkania Bush i Kim De Dzung będą się naradzać nad sposobami wznowienia rozmów z Koreą Północną na temat jej zbrojeń rakietowych i programu nuklearnego. Rozmowy te ustały wraz z objęciem rządów w USA przez administrację Busha.
W Korei Południowej stacjonuje ok.37 tys. amerykańskich żołnierzy. Phenian niezmiennie uzależnia dialog z USA od wycofania tych sił.
nat, pap