Minister, który niedawno wrócił z wizyty w Stanach Zjednoczonych, zwrócił uwagę, że za oceanem trwa intensywna, wewnętrzna dyskusja na ten temat. Przyznał, że sprawa ta była głównym tematem jego rozmowy z sekretarz stanu Hillary Clinton. - Z dyplomatycznego i politycznego punktu widzenia widzimy użyteczność takiej strefy, ale wojskowi mówią, że ona np. oznacza uprzednie zlikwidowanie obrony przeciwlotniczej, a więc bomby spadające na terytorium Libii, a to - jak wiemy - miałoby swoje konsekwencje nie tylko w Libii, ale być może w całym regionie - podkreślił minister.
Sikorski ocenił, że ustanowienie strefy zakazu lotów jest kwestią bardzo delikatną. Oświadczył, że Polska jako następny kraj, który przejmie przewodnictwo w Radzie UE, żywo interesuje się rozwojem sytuacji w świecie arabskim. - Bardzo niepokojący rozwój sytuacji w Libii będzie przedmiotem specjalnego posiedzenia Rady ds. Polityki zagranicznej UE już w czwartek, a w piątek zapewne szefowie państw i rządów zastanowią się co w tej sytuacji zrobić - zapowiedział szef MSZ.
Libijskie lotnictwo zbombardowało w poniedziałek pozostający w rękach powstańców strategiczny port naftowy Ras al-Unuf na wschodzie kraju. W niedzielę libijskie samoloty przeprowadziły dwa bombardowania na opanowane przez powstańców od piątku Ras al-Unuf.
W niedzielę trzej prominentni senatorowie USA: były demokratyczny kandydat na prezydenta John Kerry, były republikański kandydat do Białego Domu John McCain i przywódca republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch NcConnel wezwali do wprowadzenia strefy zakazu lotów wojskowych w Libii, co utrudniłoby siłom reżimowych atakowanie powstańców z powietrza. Rząd USA oświadczył, że takie posunięcie "jest rozważane", ale sugeruje, że woli go uniknąć.
zew, PAP