Obama przypomniał o sankcjach ONZ wobec Libii i o toczących się obecnie konsultacjach NATO w Brukseli w sprawie Libii oraz o tym, że USA współpracują z ONZ w celu zapewnienia pomocy humanitarnej dla ludności cywilnej. Powtórzył też, że zastanawiając się nad dalszymi działaniami wobec kryzysu w Libii, administracja USA wciąż rozważa "cały szereg opcji, w tym potencjalne opcje militarne". Nie sprecyzował jednak jakie.
Wypowiedź prezydenta pochwalił były szef Pentagonu William Cohen. Według niego Obama znalazł "właściwy ton" i ma rację, "podkreślając, iż USA nie powinny podejmować jednostronnej akcji w Libii" bez mandatu ONZ lub NATO. Prezydenta krytykuje natomiast "Wall Street Journal" wytykając mu bierność i powolną reakcję na wydarzenia w Libii. Zdaniem konserwatywnego dziennika, Waszyngton powinien pomóc powstańcom, m.in. popierając zdecydowanie wprowadzenie strefy zakazu lotów wojskowych nad Libią. "Nie potrzebowaliśmy poparcia Rosjan ani Chińczyków, aby ochronić w ten sposób Kurdów irackich przed bombowcami Saddama Husajna w latach 90. NATO może przystąpić do działania bez aprobaty ONZ" - przekonuje gazeta.
PAP, arb