NATO rozpoczęło planowanie możliwych operacji wojskowych w Libii. Nie oznacza to jednak automatycznie interwencji zbrojnej.
Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen potwierdził oficjalnie, że sztab wojskowy NATO rozpoczął opracowywanie wstępnych planów działania w przypadku Libii. Co to oznacza? Z pewnością nie jest to zapowiedź rychłej interwencji zbrojnej – mimo że w taki sposób słowa Rasmussena zostały nieopatrznie zinterpretowane. NATO nie planuje takiej operacji jaką przeprowadziło w przeszłości przeciwko Serbii, ani tym bardziej drugiej wojny – jak w Afganistanie. Rasmussen podkreślił wyraźnie, że działania zwane „przymuszeniem do pokoju" (peace enforcement) nie są brane pod uwagę.
Co planuje NATO? W grę wchodzą obecnie trzy scenariusze. Pierwszy to wprowadzenie strefy zakazu lotów – tak jak kiedyś nad obszarem Bośni i Hercegowiny oraz Iraku. Uniemożliwiłoby to libijskiemu lotnictwu atakowanie jakichkolwiek celów pozbawiając Kadafiego dużego handicapu. Drugi brany pod uwagę w Brukseli scenariusz to operacja humanitarna. Siły wojskowe państw NATO mogłyby wesprzeć ewakuację cywilów lub dostarczyć im pomoc medyczną i żywność. Trzeci scenariusz to embargo, a więc uniemożliwienie dostaw broni do Libii. Każdy z trzech planów jest interwencją wojskową, ale żaden nie oznacza automatycznie użycia siły, a tym bardziej zbrojnej obecności na terytorium Libii.
Sensacyjne wieści o możliwej wojnie NATO z Libią nie wytrzymują konfrontacji z faktami także z tego powodu, iż sekretarz generalny Rasmussen dał jasno znać – aby doszło do realizacji jakiegokolwiek z powyższych scenariuszy, konieczne byłoby umocowanie prawne, a więc rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wymagałoby to zgody Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Rosji, Francji i Chin. Potem jeszcze na misję NATO zgodę musiałyby wyrazić wszystkie państwa członkowskie. W praktyce oznacza to długie obrady, negocjacje i szukanie kompromisu. W najbliższym czasie na pewno nie zobaczymy żołnierzy Sojuszu na rogatkach Trypolisu.
Co planuje NATO? W grę wchodzą obecnie trzy scenariusze. Pierwszy to wprowadzenie strefy zakazu lotów – tak jak kiedyś nad obszarem Bośni i Hercegowiny oraz Iraku. Uniemożliwiłoby to libijskiemu lotnictwu atakowanie jakichkolwiek celów pozbawiając Kadafiego dużego handicapu. Drugi brany pod uwagę w Brukseli scenariusz to operacja humanitarna. Siły wojskowe państw NATO mogłyby wesprzeć ewakuację cywilów lub dostarczyć im pomoc medyczną i żywność. Trzeci scenariusz to embargo, a więc uniemożliwienie dostaw broni do Libii. Każdy z trzech planów jest interwencją wojskową, ale żaden nie oznacza automatycznie użycia siły, a tym bardziej zbrojnej obecności na terytorium Libii.
Sensacyjne wieści o możliwej wojnie NATO z Libią nie wytrzymują konfrontacji z faktami także z tego powodu, iż sekretarz generalny Rasmussen dał jasno znać – aby doszło do realizacji jakiegokolwiek z powyższych scenariuszy, konieczne byłoby umocowanie prawne, a więc rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wymagałoby to zgody Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Rosji, Francji i Chin. Potem jeszcze na misję NATO zgodę musiałyby wyrazić wszystkie państwa członkowskie. W praktyce oznacza to długie obrady, negocjacje i szukanie kompromisu. W najbliższym czasie na pewno nie zobaczymy żołnierzy Sojuszu na rogatkach Trypolisu.