Merkel przyznała, że rozumie, iż wielu mieszkańców Niemiec zadaje sobie pytanie, czy tutejsze reaktory są wystarczająco bezpieczne. - Uważam, że w takim dniu nie można po prostu powiedzieć, że nasze elektrownie atomowe są bezpieczne. Są one bezpieczne, a mimo to należy zadać kolejne pytanie, jaką naukę możemy wyciągnąć z takiego wydarzenia - dodała. Merkel zapowiedziała też, że zaproponuje zwołanie nadzwyczajnego szczytu UE w sprawie kataklizmu i awarii nuklearnej w Japonii.
W Niemczech czynnych jest 17 elektrowni atomowych. Wykorzystanie energii atomowej budzi jednak w tym kraju wielkie kontrowersje, które zapewne powrócą po sobotnim wybuchu w japońskiej elektrowni jądrowej Fukushima I. Do eksplozji doszło wskutek uszkodzeń, spowodowanych piątkowym trzęsieniem ziemi u wybrzeży Japonii i przejściem fali tsunami.
Zdaniem komentatorów spór o energię atomową może stać się jednym z dominujących tematów kampanii przed nadchodzącymi wyborami w sześciu krajach związkowych Niemiec, w tym w ważnym dla rządzącej koalicji landzie Badenia-Wirtembergia. Przypadek sprawił, że właśnie w dniu awarii w japońskiej elektrowni w stolicy Badenii-Wirtembergii, Stuttgarcie, 60 tysięcy osób wzięło udział w antyatomowych demonstracjach. Utworzyli oni ponad 40-kilometrowy łańcuch ludzkich rąk, by zaprotestować przeciw przeforsowanej przez rządzącą Niemcami chadecko-liberalną koalicję decyzji o wydłużeniu o średnio 12 lat okresu eksploatacji niemieckich elektrowni atomowych.
Według rządu Merkel energia atomowa ma być "technologią pomostową" do czasu rozwoju energetyki opartej na źródłach odnawialnych. Jednak dla niemieckiej opozycji katastrofa w Japonii jest kolejnym dowodem na to, że reaktory nie mogą być uważane za stuprocentowo bezpieczne, a konsekwencje ich awarii są nieprzewidywalne. Socjaldemokraci, Zieloni i Lewica ponownie zażądali w sobotę powrotu do poprzedniego harmonogramu stopniowej rezygnacji Niemiec z energii atomowej, który zakładał wyłączenie wszystkich reaktorów do końca 2021 r.
pap, ps