W sobotę przed lokalami wyborczymi ustawiały się w kolejce tłumy Egipcjan, chcących zagłosować, często po raz pierwszy w życiu. Młodzi ludzie przesyłali sobie telefonami komórkowymi zdjęcia palców ubrudzonych tuszem, które świadczą, że wzięli udział w referendum. Referendum ma pozwolić na zmianę kilku artykułów ustawy zasadniczej, m.in. ograniczyć urzędowanie prezydenta do dwóch kolejnych, czteroletnich kadencji. Złagodzone mają być także kryteria kandydowania na najwyższy urząd w państwie. Zgodnie z dotychczasową konstytucją Egiptu, zawieszoną obecnie przez armię, kadencja prezydenta trwa sześć lat i może on kandydować wielokrotnie, bez ograniczeń.
Wiele partii i ruchów opozycyjnych uważa, że zapowiadane zmiany konstytucyjne nie idą wystarczająco daleko i że referendum, które ma być przeprowadzone w pięć tygodni po ustąpieniu prezydenta Hosniego Mubaraka pod wpływem masowych demonstracji, było organizowane w pośpiechu.
Do głosowania w referendum na "tak" nawoływali m.in. dawni członkowie obozu Mubaraka i członkowie Bractwa Muzułmańskiego, którzy według obserwatorów mogą najbardziej zyskać na wcześniejszych wyborach. Reformatorzy wzywali do napisania konstytucji na nowo. Z kolei armia, która przejęła władzę po odejściu Mubaraka, ma nadzieję, że proponowane zmiany pozwolą przeprowadzić w nadchodzących miesiącach wolne wybory parlamentarne i prezydenckie w celu jak najszybszego przywrócenia rządów cywilnych.
zew, PAP