Sekretarz stanu USA Colin Powell upomniał premiera Izraela Ariela Szarona, za jego akcje wojskowe przeciwko Palestyńczykom. Może to oznaczać wycofanie poparcia USA.
Część obserwatorów w Waszyngtonie tak to interpretuje.
"Premier Szaron musi się zastanowić czy jego sposoby postępowania są skuteczne. Jeżeli się wypowiada wojnę Palestyńczykom, sądząc, że można rozwiązać problem rozważając ilu ich można zabić, to do niczego nas to nie doprowadzi" - powiedział Powell na posiedzeniu Komisji Przydziału Środków Budżetowych Izby Reprezentantów.
Oświadczenie sekretarza stanu było reakcją na poniedziałkową wypowiedź szefa izraelskiego rządu, który powiedział, że trzeba Palestyńczyków "mocno uderzyć, aby zrozumieli, że terroryzm niczego nie osiągnie".
Zdaniem "New York Timesa", "administracja prezydenta George'a W. Busha postanowiła zakończyć swoje niedwuznaczne poparcie dla twardego kursu Szarona".
Dziennik zwraca uwagę, że dotychczas brutalne izraelskie akcje odwetowe za palestyńskie ataki terrorystyczne w zasadzie nie spotykały się z negatywnymi reakcjami Waszyngtonu. Administracja krytykowała głównie Jasera Arafata, wzywając go do powstrzymania islamskich ekstremistów i przyznając Izraelowi "prawo do obrony".
Powell w Kongresie, a poprzednio rzecznik Departamentu Stanu Richard Boucher, upomnieli także Arafata, ale zrównoważyli to ostrą krytyką izraelskich akcji przeciw obozom uchodźców na Zachodnim Brzegu i siedzibie rządu Autonomii Palestyńskiej oraz operacji przeciw Hamasowi, w których zginęli palestyńscy cywile.
Mimo to, jak twierdzi "Washington Post", "nie dojdzie do zasadniczej zmiany w polityce" wobec Izraela. Administracja Busha nadal będzie wywierać nacisk na Arafata, aby ukrócił ekstremistów, uznając to za warunek wstępny aktywniejszego zaangażowania się USA w pokojową mediację na Bliskim Wschodzie.
Przesłanie takie przekazał Bush odwiedzającemu go we wtorek prezydentowi Egiptu Hosni Mubarakowi, który nalegał na poparcie jego propozycji szczytu Szaron-Arafat i planu pokojowego proponowanego przez Arabię Saudyjską.
Upomnienie przekazane Szaronowi ustami Powella ma być zabiegiem taktycznym. Administracji Busha szczególnie zależy na uspokojeniu sytuacji w konflikcie izraelsko-palestyńskim właśnie teraz, kiedy rozważa ona plany akcji zbrojnej przeciwko Irakowi. Ułatwiłoby to USA zyskanie częściowego choćby poparcia dla takiej akcji np. w Arabii Saudyjskiej.
Akcję dyplomatyczną w tym kierunku ma prowadzić wyjeżdżający w przyszłym tygodniu do krajów regionu wiceprezydent Dick Cheney.
em, pap
"Premier Szaron musi się zastanowić czy jego sposoby postępowania są skuteczne. Jeżeli się wypowiada wojnę Palestyńczykom, sądząc, że można rozwiązać problem rozważając ilu ich można zabić, to do niczego nas to nie doprowadzi" - powiedział Powell na posiedzeniu Komisji Przydziału Środków Budżetowych Izby Reprezentantów.
Oświadczenie sekretarza stanu było reakcją na poniedziałkową wypowiedź szefa izraelskiego rządu, który powiedział, że trzeba Palestyńczyków "mocno uderzyć, aby zrozumieli, że terroryzm niczego nie osiągnie".
Zdaniem "New York Timesa", "administracja prezydenta George'a W. Busha postanowiła zakończyć swoje niedwuznaczne poparcie dla twardego kursu Szarona".
Dziennik zwraca uwagę, że dotychczas brutalne izraelskie akcje odwetowe za palestyńskie ataki terrorystyczne w zasadzie nie spotykały się z negatywnymi reakcjami Waszyngtonu. Administracja krytykowała głównie Jasera Arafata, wzywając go do powstrzymania islamskich ekstremistów i przyznając Izraelowi "prawo do obrony".
Powell w Kongresie, a poprzednio rzecznik Departamentu Stanu Richard Boucher, upomnieli także Arafata, ale zrównoważyli to ostrą krytyką izraelskich akcji przeciw obozom uchodźców na Zachodnim Brzegu i siedzibie rządu Autonomii Palestyńskiej oraz operacji przeciw Hamasowi, w których zginęli palestyńscy cywile.
Mimo to, jak twierdzi "Washington Post", "nie dojdzie do zasadniczej zmiany w polityce" wobec Izraela. Administracja Busha nadal będzie wywierać nacisk na Arafata, aby ukrócił ekstremistów, uznając to za warunek wstępny aktywniejszego zaangażowania się USA w pokojową mediację na Bliskim Wschodzie.
Przesłanie takie przekazał Bush odwiedzającemu go we wtorek prezydentowi Egiptu Hosni Mubarakowi, który nalegał na poparcie jego propozycji szczytu Szaron-Arafat i planu pokojowego proponowanego przez Arabię Saudyjską.
Upomnienie przekazane Szaronowi ustami Powella ma być zabiegiem taktycznym. Administracji Busha szczególnie zależy na uspokojeniu sytuacji w konflikcie izraelsko-palestyńskim właśnie teraz, kiedy rozważa ona plany akcji zbrojnej przeciwko Irakowi. Ułatwiłoby to USA zyskanie częściowego choćby poparcia dla takiej akcji np. w Arabii Saudyjskiej.
Akcję dyplomatyczną w tym kierunku ma prowadzić wyjeżdżający w przyszłym tygodniu do krajów regionu wiceprezydent Dick Cheney.
em, pap