We wtorek przywódca tego kraju przyjął propozycję mediacji GCC. W skład tego bloku oprócz Arabii Saudyjskiej wchodzą także: Bahrajn, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Katar, Oman oraz Kuwejt.
Tymczasem na południowym-zachodzie kraju, w Taizzie, ustąpienia prezydenta domagały się dziesiątki tysięcy ludzi. Dwie grupy protestujących spotkały się w centrum miasta, gdzie w wyniku strajku generalnego zamknięte były wszystkie sklepy i banki. Według agencji AP, demonstracja, nazwana "Tsunami z Taizzu", była największym dotychczas protestem w tym mieście. - Naród chce upadku reżimu - wykrzykiwali demonstrujący. By ich rozpędzić, siły bezpieczeństwa strzelały w powietrze. Nie ma informacji o rannych.
We wtorek kilkaset osób odniosło obrażenia, gdy siły bezpieczeństwa i uzbrojeni mężczyźni zaatakowali uczestników protestów w tym mieście. Dzień wcześniej wojsko i policja zastrzeliły tam 17 osób. Według agencji AFP, do kolejnych demonstracji doszło w środę również w Adenie i Sanie, gdzie dzień wcześniej śmierć poniosły co najmniej trzy osoby. 65-letni Salah jest sojusznikiem USA, które wspierają finansowo Sanę z zwalczaniu Al-Kaidy. Prezydent, mimo że porzucony przez część wojska oraz przywódców plemiennych i religijnych, ostrzega przed groźbą chaosu w kraju, jeśli zostanie siłą zmuszony do oddania władzy.
Jemen, jeden z najbiedniejszych krajów arabskich, oprócz szyickiej rebelii na północy boryka się również z separatystycznym ruchem na południu oraz wzrostem wpływów i wzmożoną działalnością Al-Kaidy.
Obecna fala protestów w Jemenie, których bilans przekracza już sto ofiar, została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka. Demonstracje w Jemenie wybuchły pod koniec stycznia 2011 roku.pap, ps