Chociaż władze wrogiej Zachodowi Syrii zabiły już około 400 osób to nikt nie jest zainteresowany interwencją. Cicho jest również o sankcjach wobec reżimu Baszira al-Asada.
Wydarzenia w Syrii oraz reakcja świata na nie mogą wywołać konsternację u przeciętnego obserwatora polityki międzynarodowej. Starając się wyjaśnić przyczyny, dla których dokonano powietrznej interwencji zbrojnej w Libii, państwa Zachodu (Francja, Wielka Brytania oraz Stany Zjednoczone) odwoływały się przede wszystkim do racji moralnych. Niektórzy przywoływali na myśl masakrę w Rwandzie z 1994 roku sugerując, że brak działania jest równoznaczny z grzechem zaniechania, należy więc działać, by ratować cywilów. Skoro jednak kraje Zachodu są tak wrażliwe na ludzką krzywdę, to dlaczego nad Syrią nie latają dziś samoloty NATO?
O ile Libia w ostatnich latach powróciła na łono społeczności międzynarodowej (liczne kontrakty gospodarcze, wizyty Kadafiego w europejskich stolicach), to reżim syryjski pozostawał zamknięty, był bardziej opresyjny, a na dodatek destabilizował sytuację w sąsiednim Libanie (wystarczy przypomnieć zamach na libańskiego premiera Rafika Haririego z 2005 roku). Syria wspierała i wspiera grupy zbrojne w Palestynie, finansowała rebeliantów w Iraku i prowadziła nielegalne próby z bronią atomową w czasie, gdy Libia zrezygnowała ze swojego programu. Od marca władze syryjskie zabiły ponad 400 cywili i to zupełnie nieuzbrojonych. Do ostatniej masakry doszło, gdy ludzie chcieli zabrać ciała z ulic. To nie jest walka z uzbrojonymi rebeliantami – to masakra bezbronnych ludzi.
I co? I nic. Państwa Zachodu ograniczają się jedynie do potępienia przemocy. Cynik wyjaśniłby, że interwencji nie ma i nie będzie, ponieważ Syria nie ma ropy i jest biedna. Ale to wyjaśnienie banalne, uproszczone i zwyczajnie nieprawdziwe. Prawda jest bowiem taka, że sytuacja na Bliskim Wschodzie jest obecnie niezwykle trudna i przerasta możliwości Zachodu. Nie można wykluczyć idealistycznych motywacji administracji Baracka Obamy, ale nawet idealiści muszą czasem wejść w buty realistów i zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń. Porywanie się na interwencję w Syrii byłoby szaleństwem, które mogłoby doprowadzić do ostatecznego zamrożenia, i bez tego nie najlepszych, relacji Zachodu z Iranem, a także do pogorszenia bezpieczeństwa sojuszników – Izraela, Jordanii i Libanu. Syria odgrywa po prostu dużo większą rolę w regionie Bliskiego Wschodu niż Libia w Afryce Północnej. Dlatego tę drugą można spacyfikować bez obaw o destabilizację regionu, w tym samym czasie gdy ta pierwsza ma zostać nowym członkiem Rady Praw Człowieka ONZ. Polityka międzynarodowa ma niewiele wspólnego z moralnością - mimo że czasem stara się stworzyć takie wrażenie.
O ile Libia w ostatnich latach powróciła na łono społeczności międzynarodowej (liczne kontrakty gospodarcze, wizyty Kadafiego w europejskich stolicach), to reżim syryjski pozostawał zamknięty, był bardziej opresyjny, a na dodatek destabilizował sytuację w sąsiednim Libanie (wystarczy przypomnieć zamach na libańskiego premiera Rafika Haririego z 2005 roku). Syria wspierała i wspiera grupy zbrojne w Palestynie, finansowała rebeliantów w Iraku i prowadziła nielegalne próby z bronią atomową w czasie, gdy Libia zrezygnowała ze swojego programu. Od marca władze syryjskie zabiły ponad 400 cywili i to zupełnie nieuzbrojonych. Do ostatniej masakry doszło, gdy ludzie chcieli zabrać ciała z ulic. To nie jest walka z uzbrojonymi rebeliantami – to masakra bezbronnych ludzi.
I co? I nic. Państwa Zachodu ograniczają się jedynie do potępienia przemocy. Cynik wyjaśniłby, że interwencji nie ma i nie będzie, ponieważ Syria nie ma ropy i jest biedna. Ale to wyjaśnienie banalne, uproszczone i zwyczajnie nieprawdziwe. Prawda jest bowiem taka, że sytuacja na Bliskim Wschodzie jest obecnie niezwykle trudna i przerasta możliwości Zachodu. Nie można wykluczyć idealistycznych motywacji administracji Baracka Obamy, ale nawet idealiści muszą czasem wejść w buty realistów i zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń. Porywanie się na interwencję w Syrii byłoby szaleństwem, które mogłoby doprowadzić do ostatecznego zamrożenia, i bez tego nie najlepszych, relacji Zachodu z Iranem, a także do pogorszenia bezpieczeństwa sojuszników – Izraela, Jordanii i Libanu. Syria odgrywa po prostu dużo większą rolę w regionie Bliskiego Wschodu niż Libia w Afryce Północnej. Dlatego tę drugą można spacyfikować bez obaw o destabilizację regionu, w tym samym czasie gdy ta pierwsza ma zostać nowym członkiem Rady Praw Człowieka ONZ. Polityka międzynarodowa ma niewiele wspólnego z moralnością - mimo że czasem stara się stworzyć takie wrażenie.