W Kanadzie przypadki zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych takiego typu zdarzają się raz na milion mieszkańców, a sama choroba nie przenosi się z człowieka na człowieka. Władze niektórych miast traktują zagrożenie bardzo poważnie. W Fredricton radni wzięli się za napisanie lokalnego prawa, które zabroni karmienia gołębi, będzie też zakazywało robienia czegokolwiek, co by przyciągało te ptaki. Podobne prawo obowiązuje w portowym Halifaksie, jest jednak rzadko przestrzegane.
Problem karmienia gołębi i przyzwyczajania ich w ten sposób do niektórych miejsc istnieje wszędzie, gdzie ptaki te zdecydowały się zamieszkać. W Toronto sprawą kilka lat temu zajęli się urzędnicy odpowiedzialni za zdrowie mieszkańców, ze względu na skargi osób cierpiących z powodu uciążliwego sąsiedztwa zbyt dużych stad gołębi. Rocznie władze Toronto otrzymują ok. 125 skarg na gołębie. Mieszkańcy Nowego Jorku wysyłają ich 300 miesięcznie. Położone w pobliżu Toronto Hamilton ma od 2002 roku specjalne zarządzenie dotyczące uciążliwych gołębi. Podobnie jak w Halifaksie rozporządzenie ma głównie walor edukacyjny.
Urzędnicy miejscy w Toronto znaleźli niewiele przykładów skutecznego rozprawienia się z hałaśliwymi i brudnymi stadami gołębi. Jednym z nich jest szwajcarska Bazylea. W ciągu pięciu lat liczba gołębi w tym mieście spadła o połowę - do 10 tys. - dzięki m.in. skutecznej kampanii informacyjnej i zabieraniu z gniazd gołębich jaj. Toronto na razie próbuje walczyć z gołębiami przekonując ludzi, by nie karmili tych ptaków. Na stacjach metra można znaleźć specjalne znaki zakazu – za jego złamanie grozi mandat w wysokości 235 dolarów, ale tylko za karmienie na terenie stacji. Kilka tygodni temu dziennik "The Star" opisywał przypadek wykrycia kilku pań, które wieczorami ukradkiem wysypują ziarno dla gołębi na jednej ze stacji metra.
zew, PAP