Szkoccy nacjonaliści jeszcze niedawno forsowali ideę niepodległości Szkocji, ale przykład Republiki Irlandii i krach szkockich banków RBS i HBOS w okresie globalnego kryzysu finansowego zmienił ich zdanie w tej sprawie. Obecnie ich niepodległościowa retoryka jest znacznie łagodniejsza, choć ich ambicją pozostaje przekształcenie SNP w narodową partię Szkocji.
Dodatkowym ciosem dla liberałów będzie, na co się zanosi, negatywny dla nich wynik referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej w ogólnokrajowych wyborach do Izby Gmin. Liberałowie sądzą, że bez zmiany ordynacji nigdy nie zdołają przełamać monopolu konserwatystów i laburzystów w brytyjskim parlamencie. Clegg przyznał, że jego partia "dostała baty" i kierownictwo ugrupowania musi wyciągnąć wnioski. Zapewnił, że koalicja z konserwatystami nie jest zagrożona. Z kolei jego zastępca Simon Hughes oświadczył, że liberałowie będą twardsi wobec koalicjanta w kwestiach reformy służby zdrowia i migracji.
Powodów do zadowolenia nie mają politycy Partii Pracy - nie spełniły się ich nadzieje na polityczne odbicie w Szkocji. Partia Pracy straciła mandaty nawet w Glasgow, mieście uważanym za jej ostoję. Laburzyści utracili władzę w Szkocji w 2007 r. na rzecz nacjonalistów, którzy utworzyli mniejszościowy rząd. Obecnie zapowiada się, że SNP będzie miała większość w lokalnym parlamencie. Z punktu widzenia Partii Pracy duże znaczenie ma wynik wyborów w Walii do 60-osobowego zgromadzenia parlamentarnego w Cardiff. Laburzyści liczą, że będą mogli utworzyć samodzielny rząd, ale nie ma pewności, czy zdołają zdobyć większość 31 mandatów. W poprzedniej kadencji byli zdani na koalicję z nacjonalistami z Walijskiej Partii Narodowej (Plaid Cymru). W wyborach do 279 lokalnych samorządów Partia Pracy umocniła stan posiadania, ale konserwatyści nie przegrali aż tak bardzo, jak prognozowano.
PAP, arb