Adwokat Demjaniuka - Ulrich Busch - argumentował podczas procesu, że nie ma żadnych dowodów na to, jakoby Demjaniuk kiedykolwiek służył w Sobiborze. Twierdził, że legitymacja służbowa Demjaniuka nr 1393, która była najważniejszym materiałem dowodowym oskarżenia, to fałszywka rosyjskiej KGB. W swojej mowie końcowej, na której wygłoszenie Busch potrzebował pięciu dni rozpraw, oskarżał też Niemców o próbę relatywizowania swojej winy za holokaust. Podkreślił, że Demjaniuk to "ofiara represji" i "kozioł ofiarny", który pokutuje za niemieckie zbrodnie.
Demjaniuk był na początku II wojny światowej żołnierzem Armii Czerwonej. W 1942 r. trafił do niemieckiej niewoli i został wysłany do obozu szkoleniowego formacji SS w Trawnikach, z którego wywodzili się strażnicy stanowiący późniejszą obsługę obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Po wojnie został zarejestrowany w Niemczech jako tzw. przesiedleniec (displaced person). W 1952 roku wraz z rodziną wyjechał do USA. Osiedlił się na przedmieściach Cleveland w stanie Ohio i dostał pracę w fabryce samochodów Forda.
Zarzuty o udział Demjaniuka w zagładzie Żydów pojawiły się w drugiej połowie lat 70. Miał on być osławionym "Iwanem Groźnym", który obsługiwał komory gazowe w Treblince. W 1981 roku pozbawiono go obywatelstwa USA, a w 1986 został wydany Izraelowi, gdzie dwa lata później skazano go na śmierć. Jednak Sąd Najwyższy Izraela uchylił ten wyrok ze względu na brak dowodów, jakoby to Demjaniuk był "Iwanem Groźnym". Po siedmiu latach spędzonych w izraelskim więzieniu powrócił do USA. W 2002 roku ponownie stracił obywatelstwo, po tym jak amerykański sąd uznał dowody, iż był on strażnikiem w hitlerowskich obozach zagłady Dopiero w marcu 2009 r. monachijski sąd zdecydował się wydać nakaz aresztowania Demjaniuka. 12 maja 2009 r., po przegraniu apelacji przed Sądem Najwyższym USA, został on przetransportowany samolotem do Monachium.
Obrońcy i rodzina Demjaniuka starali się nie dopuścić do procesu ze względu na stan jego zdrowia. Lekarze uznali jednak, że może on brać udział w procesie przez dwie sesje dziennie, trwające nie dłużej niż 90 minut każda. Sędziowie wielokrotnie zmuszeni byli odraczać lub przerywać rozprawy ze względu na złe samopoczucie oskarżonego.
PAP, arb