Próby wytrzymałości niemieckich elektrowni jądrowych przeprowadzono na polecenie rządu w Berlinie po marcowej awarii nuklearnej w japońskiej elektrowni Fukushima. Przez minione sześć tygodni blisko 100 ekspertów analizowało systemy zabezpieczeń reaktorów, rozważając różne scenariusze, w tym klęski żywiołowe, jak trzęsienie ziemi i powódź oraz zagrożenia cywilizacyjne, w tym katastrofę lotniczą - również będącą następstwem zamachu terrorystycznego. - W trakcie tych prac postawiono całkowicie nowe pytania. Nie chodziło o to, by zbadać, czy elektrownie spełniają istniejące normy bezpieczeństwa, lecz by przeanalizować możliwe scenariusze, wychodzące poza to, co znaliśmy dotychczas - podkreślił Roettgen.
Według Roettgena dzięki analizie ekspertów Niemcy stały się prekursorem w skali międzynarodowej, jeśli chodzi o stress testy elektrowni atomowych. Wbrew oczekiwaniom eksperci nie sformułowali jednak zalecenia odnośnie harmonogramu rezygnacji przez Niemcy z energii nuklearnej. Harmonogram taki niemiecki rząd zamierza przyjąć na początku czerwca. Minister wyjaśnił, że odejście od atomu nastąpi tak szybko, jak będzie to możliwe, ale nie natychmiast. - Nie ma argumentów, które uzasadniałyby rezygnację z energii jądrowej na łeb, na szyję - podkreślił.
W zeszłym tygodniu prasa opublikowała raport drugiej niemieckiej komisji, która badała społeczne aspekty wykorzystania energii atomowej. Komisja ta oceniła, że Niemcy mogą zrezygnować z energii jądrowej w ciągu 10 lat, czyli do 2021 roku.
PAP, arb