Według obszernego badania, w którym naukowcy porównali obecny stan z sytuacją tuż przed wejściem Bułgarii do UE w styczniu 2007 roku, odsetek potencjalnych emigrantów wzrósł o 5 proc. i obecnie wynosi prawie jedną czwartą ludności czynnej zawodowo. - Naprawdę złą wiadomością jest to, że ponad połowa potencjalnych emigrantów chce wyjechać na zawsze - mówi docent Weselin Minczew z BAN. O ile cztery lata temu 80 proc. z nich rozważało krótko- lub średnioterminowy wyjazd zarobkowy, to obecnie myślą o stałym opuszczeniu kraju.
Na temat wielkości emigracji nie ma dokładnych statystyk, jednak szacuje się, że po 1990 roku kraj opuściło około miliona Bułgarów. W 2007 roku emigranci przesłali do kraju 815 mln euro, a w 2010 roku kwota ta wzrosła do 1,28 mld. Badanie BAN szacuje na 450 tys. liczbę tych, którzy po kryzysie gospodarczym byli zmuszeni wrócić. Większość z nich szykuje się do nowego wyjazdu, zmieniając główny kierunek: Wielka Brytania zamiast Grecji i Hiszpanii. Mimo restrykcyjnej dla Bułgarów polityki wizowej emigranci kierują się też do Niemiec, Holandii i Szwecji. USA są na piątym miejscu na liście emigracyjnych celów Bułgarów.
W rezultacie emigracji w niektórych grupach zawodowych w Bułgarii powstały luki: od lat brakuje inżynierów, lepsi informatycy uciekli, masowo wyjeżdżają lekarze. W obliczu niesłabnącej emigracji premier Bojko Borysow zaproponował, by zmuszać absolwentów wyższych uczelni do pracy w kraju, zakazując im wyjazdu przez pięć lat od otrzymania dyplomu. - Można również stworzyć mechanizm na wzór transferów sportowców i "sprzedawać" absolwentów - oświadczył premier, co wywołało komentarze, że "przywraca prawo pańszczyźniane". Takie projekty - napisał dziennik "Dnewnik" - mogą tylko skłonić do wyjazdu również tych jeszcze niezdecydowanych.
PAP, arb