- Przebadane odpadki leżały w pojemniku na śmieci organiczne od dwóch tygodni, dlatego nie można wyciągać żadnych daleko idących wniosków z wyników testów - zastrzegł rzecznik ministerstwa zdrowia w Saksonii-Anhalt. W tym kraju związkowym Niemiec stwierdzono 32 przypadki infekcji EHEC. Trzyosobowa rodzina, do której należał pojemnik z odpadkami zawierającymi bakterie, zachorowała 19 maja. U ojca przebieg infekcji był lżejszy, jego żona trafiła do szpitala, u córki zaś wystąpił groźny dla życia zespół hemolityczno-mocznicowy (HUS), wywoływany przez toksynę bakterii. Rodzina nie przebywała w ostatnim czasie w północnych Niemczech, najbardziej dotkniętych epidemią zakażeń EHEC.
Przedstawiciele niemieckich władz zasygnalizowali, że być może nigdy nie uda się zidentyfikować źródła zakażeń bakterią EHEC. Minister zdrowia Daniel Bahr wskazał, że doświadczenia wcześniejszych epidemii EHEC na świecie pokazują, iż w większości - w 70-80 procentach - przypadków nie udaje się wykryć jej źródeł. Zapewnił jednocześnie, że niemieckie władze robią wszystko, co możliwe, by znaleźć przyczynę fali zatruć wywołanych enterokrwotocznym szczepem E. coli.
Wciąż aktualne pozostaje ostrzeżenie przed spożywaniem surowych ogórków, sałaty i pomidorów, a także kiełków. Bardzo poważnie traktowany jest trop wskazujący na kiełki z gospodarstwa w okręgu Uelzen w Dolnej Saksonii jako źródło epidemii, pomimo że pierwsze testy kiełków nie wykazały obecności bakterii. Kilkudziesięciu chorych przebywających w szpitalach w Dolnej Saksonii twierdziło, że spożywało kiełki. Wspomniane gospodarstwo dostarczało również kiełki do stołówek, restauracji i hoteli na północy Niemiec, których wielu gości zaraziło się EHEC.
PAP, arb