Modlitwa i okrzyki
Po południu przed sądem zebrało się ok. 150 osób: znajomi Poczobuta, rodacy i działacze nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB), obrońcy praw człowieka i przedstawiciele niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ). Przyszła też żona Aksana z 16-miesięcznym synem Jarosławem i ojciec, Stanisław. Rodziny, podobnie jak konsula RP, nie wpuszczono do sądu. Zebrani przed budynkiem modlili się, trzymali w rękach numer gazety Związku Polaków na Białorusi "Głos znad Niemna" w wielkim zdjęciem Poczobuta na pierwszej stronie i tytułem: "Poczobut z więzienia: Nie złamią mnie!". Wykrzykiwali też hasła: "Wolność Poczobutowi!", "Hańba władzom!", "Demokracji!". Zgromadzenia pilnowali milicjanci w mundurach, a także grupa mężczyzn po cywilnemu - pisze Radio Swaboda. Niedaleko stoła milicyjna więźniarka.
"To pokazówka"
Obecni przed budynkiem sądu szef "Wiasny" Aleś Bialacki i przewodnicząca BAŻ Żanna Litwina ocenili, że proces Poczobuta ma podłoże polityczne. - To pokazowy proces polityczny. Zadaniem władz jest ostrzeżenie wszystkich dziennikarzy i tych, którzy piszą na portalach społecznościowych i prywatnych stronach, że ich materiały są czytane i może być ukarany każdy, kto krytykuje sytuację związaną z życiem politycznym i społecznym na Białorusi - powiedział Bialacki Radiu Swaboda.
Litwina przypomniała, że z artykułów kodeksu karnego, z których oskarżony jest Poczobut, po raz ostatni sądzono trzech dziennikarzy białoruskich w 2002 roku. - Bardziej niepokoi to, że proces odbywa się za zamkniętymi drzwiami. To oznacza i potwierdza polityczne tło tego procesu - dodała szefowa BAŻ.
"To agonia władzy"
Według Milinkiewicza, który obecnie kieruje ruchem "O wolność", proces Poczobuta świadczy, że władze boją się dziennikarzy, a nie tylko polityków. - To początek końca, agonia władzy - ocenił. W jego opinii proces został utajniony, bo władze nie mają dowodów winy Poczobuta. Zdaniem p.o. prezesa ZBP Andżeliki Orechwo, której milicja przeszkodziła w przyjeździe pod sąd, Poczobut zasiadł na ławie oskarżonych, "ponieważ działał w Związku Polaków", a w swoich artykułach w "Gazecie Wyborczej" "przedstawiał realnie istniejącą sytuację na Białorusi, mówił prawdę". - I za tę prawdę go sądzą - powiedziała Orechwo Radiu Swaboda.
Ojciec widzi związek z 19 grudnia
Stanisław Poczobut wiąże proces swojego syna z wydarzeniami z 19 grudnia, gdy milicja rozpędziła demonstrację opozycji. Według niego prezydent Łukaszenka nie chce przyznać, że coraz więcej ludzi go nie popiera. W wypowiedzi dla radia "Swaboda" Stanisław Poczobut nazwał proces syna "komedią", która rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami, bo sąd ma już rozpisane wszystkie role. Jak tłumaczył dziennikarz i działacz ZPB Andrzej Pisalnik, adwokat Poczobuta wniósł zażalenie na zamknięty tryb rozprawy. Gdy nie zostaje ono uwzględnione, sąd bierze od obrońcy pisemne zobowiązanie, że nie będzie ujawniał informacji z procesu.
Poczobutowi grozi 6 lat
Poczobuta oskarżono z dwóch artykułów: znieważenia oraz zniesławienia prezydenta Łukaszenki. Za znieważenie głowy państwa grożą dwa lata więzienia, za zniesławienie - cztery. Sprawa przeciwko korespondentowi "GW", którą wszczęła prokuratura obwodu grodzieńskiego, dotyczy jego ośmiu artykułów w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na prywatnym blogu. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.
zew, PAP