Izraelska armia opuściła Dżenin, wkraczając do miast Qalqilya i Kalkilia oraz obozu w Rafah. Władze deklarują, że do niedzieli wycofają się z części terytorium Autonomii.
"Izraelskie siły zakończyły swą misję w Dżeninie. Oddziały, które opuściły miasto, pozostają wokół Dżeninu i obozu uchodźców by nie dopuścić do wznowienia działalności terrorystów a także - przenikania terrorystów na teren Izraela" - podano w oficjalnym komunikacie ministerstwa.
Armia izraelska wkroczyła do obozu dżenińskiego 3 kwietnia - na miejscu doszło do zaciętych walk, w których miało zginąć - według różnych danych - od stu do pięciuset Palestyńczyków. Strona palestyńska oskarża Izrael o dokonanie tu masakry.
Wojska izraelskie zaczęły wycofywać się ze zdewastowanego obozu uchodźców pod Dżeninen już w czwartek. Przybyły później na miejsce specjalny wysłannik ONZ Terje Roed-Larsen ocenił, iż zniszczenia, dokonane przez armię izraelską w obozie w Dżeninie to "horror przechodzący wszelkie wyobrażenia" .
W piątek rano w obozie specjalne ekipy ratowników poszukiwały pozostających nadal pod gruzami domów ciał zabitych. Do leżącego w gruzach obozu zaczynają już jednak wracać jego poprzedni mieszkańcy, zwolnieni z izraelskich obozów filtracyjnych. Przed izraelskim najazdem obóz zamieszkiwało około 13 tysięcy ludzi.
Kolejnym celem izraelskiej operacji, według źródeł palestyńskich, jest obóz Rafah, gdzie w nocy pod osłoną ciemności czołgi i pojazdy opancerzone wjechały na 200 m w głąb obozu, należącego w okresie trzech tygodni ofensywy militarnej Izraela do jednego z najbardziej spokojnych miejsc.
Wojskowe spychacze zrównały z ziemią kilka budynków, zniszczonych podczas poprzednich izraelskich rajdów. W trakcie wymiany ognia zginął 38-letni mężczyzna a 19-letni Palestyńczyk został poważnie ranny.
"Nasze oddziały jedynie odpowiadają ogniem, jeśli zostały zaatakowane przez uzbrojonych Palestyńczyków" - oświadczył przedstawiciel sił zbrojnych Izraela, określając operację jako "rutynową", tj. przeprowadzoną w rejonie, gdzie wojsko jest atakowane granatami i ostrzeliwane.
Nad ranem izraelskie czołgi wjechały też do miasta Qalqilya na Zachodnim Brzegu, skąd wycofały się w zeszłym tygodniu pod presją Stanów Zjednoczonych. O ponownym wkroczeniu wojsk do Qalqilya poinformowały źródła palestyńskie. Natomiast rzecznik armii izraelskiej odmówił komentarzy, argumentując, że Izrael z zasady nie informuje o ruchach swoich oddziałów.
Mimo deklaracji o wycofywaniu wojsk, w piątek rano oddziały izraelskie po raz kolejny wkroczyły też do miasta Kalkilia na Zachodnim Brzegu, skąd również wycofały się w ubiegłym tygodniu. W Jerozolimie odmówiono komentarzy w tej sprawie. W kilka godzin później, w piątek rano, izraelskie kolumny pancerne opuściły miasto, Nie ujawniono, co było celem operacji i czy na miejscu dokonano aresztowań.
W czwartek minister obrony Izraela Binyamin Ben-Eliezer deklarował, że izraelskie oddziały do niedzieli wycofają się z Nablusu, Dżeninu i części Ramallah, pozostając jednak przy kwaterze palestyńskiego przywódcy Jasera Arfata i wokół Bazyliki Narodzenia w Betlejem, w której nadal ukrywa się ponad dwustu uzbrojonych Palestyńczyków. Również prezydent Bush twierdził, że władze izraelskie złożyły taką obietnicę.
em, pap
Armia izraelska wkroczyła do obozu dżenińskiego 3 kwietnia - na miejscu doszło do zaciętych walk, w których miało zginąć - według różnych danych - od stu do pięciuset Palestyńczyków. Strona palestyńska oskarża Izrael o dokonanie tu masakry.
Wojska izraelskie zaczęły wycofywać się ze zdewastowanego obozu uchodźców pod Dżeninen już w czwartek. Przybyły później na miejsce specjalny wysłannik ONZ Terje Roed-Larsen ocenił, iż zniszczenia, dokonane przez armię izraelską w obozie w Dżeninie to "horror przechodzący wszelkie wyobrażenia" .
W piątek rano w obozie specjalne ekipy ratowników poszukiwały pozostających nadal pod gruzami domów ciał zabitych. Do leżącego w gruzach obozu zaczynają już jednak wracać jego poprzedni mieszkańcy, zwolnieni z izraelskich obozów filtracyjnych. Przed izraelskim najazdem obóz zamieszkiwało około 13 tysięcy ludzi.
Kolejnym celem izraelskiej operacji, według źródeł palestyńskich, jest obóz Rafah, gdzie w nocy pod osłoną ciemności czołgi i pojazdy opancerzone wjechały na 200 m w głąb obozu, należącego w okresie trzech tygodni ofensywy militarnej Izraela do jednego z najbardziej spokojnych miejsc.
Wojskowe spychacze zrównały z ziemią kilka budynków, zniszczonych podczas poprzednich izraelskich rajdów. W trakcie wymiany ognia zginął 38-letni mężczyzna a 19-letni Palestyńczyk został poważnie ranny.
"Nasze oddziały jedynie odpowiadają ogniem, jeśli zostały zaatakowane przez uzbrojonych Palestyńczyków" - oświadczył przedstawiciel sił zbrojnych Izraela, określając operację jako "rutynową", tj. przeprowadzoną w rejonie, gdzie wojsko jest atakowane granatami i ostrzeliwane.
Nad ranem izraelskie czołgi wjechały też do miasta Qalqilya na Zachodnim Brzegu, skąd wycofały się w zeszłym tygodniu pod presją Stanów Zjednoczonych. O ponownym wkroczeniu wojsk do Qalqilya poinformowały źródła palestyńskie. Natomiast rzecznik armii izraelskiej odmówił komentarzy, argumentując, że Izrael z zasady nie informuje o ruchach swoich oddziałów.
Mimo deklaracji o wycofywaniu wojsk, w piątek rano oddziały izraelskie po raz kolejny wkroczyły też do miasta Kalkilia na Zachodnim Brzegu, skąd również wycofały się w ubiegłym tygodniu. W Jerozolimie odmówiono komentarzy w tej sprawie. W kilka godzin później, w piątek rano, izraelskie kolumny pancerne opuściły miasto, Nie ujawniono, co było celem operacji i czy na miejscu dokonano aresztowań.
W czwartek minister obrony Izraela Binyamin Ben-Eliezer deklarował, że izraelskie oddziały do niedzieli wycofają się z Nablusu, Dżeninu i części Ramallah, pozostając jednak przy kwaterze palestyńskiego przywódcy Jasera Arfata i wokół Bazyliki Narodzenia w Betlejem, w której nadal ukrywa się ponad dwustu uzbrojonych Palestyńczyków. Również prezydent Bush twierdził, że władze izraelskie złożyły taką obietnicę.
em, pap