Działania Izby Reprezentantów mają głównie symboliczne znaczenie, ale Biały Dom wyraził niezadowolenie. - Nie czas teraz na wysyłanie niejasnego sygnału, kiedy pracujemy z sojusznikami nad osiągnięciem naszych celów - denerwował się rzecznik prezydenta Obamy, Jay Carney. Sponsorzy obu rezolucji powołują się na ustawę Kongresu z 1973 r. (tzw. War Power Resolution), z czasu wojny w Wietnamie. Ustawa mówi, że w 60 dni po rozpoczęciu działań wojennych prezydent musi uzyskać zgodę Kongresu na ich kontynuowanie. W odniesieniu do operacji libijskiej termin ten minął 20 maja. Biały Dom ogłosił jednak, że w Libii USA faktycznie nie prowadzą wojny, a jedynie ograniczone działania zgodnie z rezolucją ONZ, która pozwala NATO na obronę ludności cywilnej w Libii "wszelkimi koniecznymi środkami" przed atakami wojsk Kadafiego. Wielu prawników kwestionuje jednak zasadność takiego stanowiska.
Grupa antywojennie nastawionych kongresmanów zapowiada podjęcie kolejnej próby obcięcia funduszy na akcję w Libii. Zdaniem obserwatorów, jest ona skazana na niepowodzenie.
PAP, arb