Premier Silvio Berlusconi w przesłaniu do swych zwolenników skarżył się na dzienniki, radio i telewizję, które po referendum "wściekle atakują jego rząd". - Zostałem rzekomo pokonany i będę podobno zmuszony do dymisji. Tymczasem te wydarzenia, które uważali za naszą klęskę, okazały się absolutnie pozytywne - stwierdził szef centroprawicowego rządu włoskiego, zapewniając, że koalicja rządowa jest po referendum jeszcze "bardziej zwarta". Berlusconi, powołując się na konstytucję, oświadczył, że jego rząd ma jeszcze przed sobą 18 miesięcy urzędowania i zdecydowany jest dotrwać do końca.
W referendum Włosi odpowiedzieli "tak" na cztery pytania dotyczące propozycji uchylenia szeregu ustaw i przepisów, których bronił rząd. Wypowiedzieli się przeciwko prywatyzacji takich usług jak dostawa wody i arbitralnemu określaniu opłat za te usługi. Przedmiotem referendum była też przyjęta przed rokiem z inicjatywy koalicji rządowej ustawa, na mocy której premier i ministrowie mogą usprawiedliwiać obowiązkami wynikającymi z pracy w rządzie nieobecność na procesach karnych. Uczestnicy referendum uznali tę ustawę za akt prawny mający pozwalać szefowi rządu na uchylanie się od procesów wytoczonych mu na podstawie oskarżeń o nadużycia finansowe i podatkowe oraz o łapownictwo.
Pozycja Berlusconiego i jego rządu uległa osłabieniu również wskutek porażki poniesionej w niedawnych wyborach samorządowych. Berlusconi dokonał w związku z tym zmian w składzie kierownictwa rządzącej Partii Wolności i przekazał jej ster ministrowi sprawiedliwości Angelino Alfano. Formalne wybory sekretarza partii odbędą się w lipcu.PAP, arb