Organizatorzy Flotylli Wolności przygotowali dziesięć statków. Popłyną nimi setki ludzi z różnych krajów, w tym działacze organizacji humanitarnych, dziennikarze, politycy, pisarze i duchowni. Ubiegłoroczny morski konwój pod tym samym szyldem zakończył się tragicznie, gdy w wyniku szturmu izraelskich komandosów śmierć poniosło dziewięciu tureckich uczestników rejsu.
27 czerwca radio izraelskie poinformowało, że Egipt i Izrael zezwolą, by pomoc humanitarna dla Strefy Gazy, wieziona przez tegoroczną Flotyllę Wolności, została wyładowana w egipskim porcie Al-Arisz, skąd - po sprawdzeniu - mogłaby trafić do celu drogą lądową. Władze Izraela twardo deklarują, że nie dopuszczą wyruszającej w tym tygodniu flotylli bezpośrednio do Strefy Gazy. Uznają bowiem to przedsięwzięcie za prowokację mającą doprowadzić do złamania legalnie ustanowionej blokady, której celem jest ograniczanie możliwości intensywnego zbrojenia się przez radykalną organizację palestyńską Hamas. W razie konieczności statki flotylli mają być odholowane do izraelskiego portu w Aszdodzie, a ładunek ma zostać skonfiskowany.
Tymczasem skandynawscy aktywiści z Flotylli Wolności poinformowali, że ktoś dokonał sabotażu na ich statku, kiedy jednostka cumowała w greckim Pireusie. Szwedzcy działacze poinformowali, że uszkodzony został wał śruby napędowej w ich statku Juliano, a naprawa może potrwać kilka dni. Uszkodzenie odkryto 27 czerwca. Jednostką do Gazy chcieli płynąć aktywiści ze Szwecji, Norwegii i Grecji. - Ktoś jest gotów pójść naprawdę daleko, by powstrzymać flotyllę przed wypłynięciem - skomentował całą sprawę szef norweskiej delegacji Torstein Dahle.PAP, arb