W jego ocenie, w interesie nie tylko Tunezji, ale całego regionu jest, aby zapoczątkowane przemiany demokratyczne w krajach Afryki Płn. zakończyły się sukcesem, bo - jak zaznaczył - w przeciwnym razie będzie miało to bardzo negatywne skutki. Według niego, bez pomocy Europy Tunezji nie uda się dokończyć przemian.
Tunezja chce pieniędzy
Zouari zaznaczył, że Tunezja ma sporo oczekiwań od UE m.in. potrzebuje ok. 25 miliardów dolarów, które pomogą jej poradzić sobie z narastającym bezrobociem i kryzysem gospodarczym. - Taką prośbę już zgłosiliśmy, ale brakuje jak na razie konkretów, co do potwierdzenia takiej pomocy. Mamy teraz historyczną okazję, aby Tunezja zaczęła być postrzegana jako region europejski, bynajmniej bez zamiaru przystępowania do UE. Chcielibyśmy być traktowani przez Unię jak Turcja, która może nigdy nie przystąpi do UE, ale ta wspiera ją w jej reformach. Tak samo chcielibyśmy, aby odbywało się to w przypadku Tunezji - powiedział Zauari.
Rewolucja kosztuje
Minister za największe wyzwania Tunezji uznał m.in. ogromne problemy z bezrobociem i kryzys gospodarczy. - W niektórych rejonach kraju bezrobocie przekracza nawet 45 proc. Wzrostu gospodarczego właściwie obecnie nie będzie, czyli nowych miejsc pracy także, a wpływy z turystyki spadły o ponad połowę. To jest koszt rewolucji, ale wierzymy, że odbierzemy sobie potem to z nawiązką i opłaci się to, kiedy zostanie wprowadzona demokracja - powiedział.
Zauari zaapelował do Polaków, którzy w 2010 r. bardzo licznie odwiedzali Tunezję, aby nie bali się przyjeżdżać na wypoczynek do tego kraju i w ten sposób pomogli wyjść Tunezji z kryzysu. - Jest to wciąż bardzo atrakcyjna możliwość spędzenia wakacji za bardzo dogodną cenę. Liczymy bardzo na Polskę i kraje europejskie, aby w ten sposób wspierały rewolucję - zaznaczył.
Czas rozliczeń
Zauari pytany, jak Tunezja zamierza rozwiązać problem rozliczenia prominentnych działaczy dawnego reżimu, odparł, że tymczasowy rząd już podjął w tym celu odpowiednie kroki. Podkreślił, że tylko poprzez definitywne odsunięcie od władzy ludzi związanych z poprzednim reżimem, demokratyczne przemiany mogą zakończyć się sukcesem. - Osoby sprawujące ważne funkcje publiczne w rządzie i partii b. prezydenta Ben Alego, a jest ich ok. 3 tys., zostały wyłączone z nowego życia politycznego Tunezji. Nie mogą ani sprawować funkcji publicznych, ani kandydować w żadnych wyborach. Lista takich osób nie jest publiczna i nigdy nie będzie, dysponuje nią komisja wyborcza - powiedział minister. Dodał, że rząd dysponuje także listą ok. 9 tys. osób, które w poprzednim reżimie dopuściły się przestępstw. - Staną one na pewno przed sądem - zapewnił.
Minister podkreślił także, że Tunezyjczycy wiążą wielkie nadzieje z październikowymi wyborami powszechnymi do konstytuanty, której zadaniem będzie napisanie nowej konstytucji, torującej drogę do wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Zaczęło się w Tunezji
W Tunezji, gdzie rozpoczęła się tzw. jaśminowa rewolucja, czyli antyrządowe demonstracje w krajach Maghrebu i Bliskiego Wschodu, obowiązuje obecnie stan wyjątkowy. Tunezyjski rząd tymczasowy przedłużył jego obowiązywanie publikując we wtorek odpowiedni dekret. Stan wyjątkowy ograniczył obowiązywanie wielu swobód obywatelskich. Obowiązuje od czasu obalenia rządzącego krajem przez ponad 20 lat dyktatora Zina el-Abidina Ben Alego w styczniu 2011 r. 15 stycznia jego obowiązywanie przedłużono do końca lipca. Od tygodni w Tunezji trwa fala protestów w reakcji na nieudolne rządy nowych władz. Kraj jest pogrążony w głębokim kryzysie gospodarczym; dochody z turystyki spadły w pierwszym półroczu o ponad połowę.
zew, PAP