Wcześniej, po tym jak kosowscy Serbowie spalili jedno z przejść granicznych, dowódca międzynarodowych sił pokojowych KFOR, niemiecki generał Erhard Buehler ostrzegł, że żołnierze "mogą używać broni w celach samoobrony, do ochrony ludzi, własności i pasa przygranicznego", który ogłoszono wojskową strefą ograniczonego ruchu.
Konflikt wybuchł 25 lipca, kiedy na granicę z Serbią przybyła specjalna jednostka policyjna kosowskich Albańczyków z zadaniem uniemożliwienia Serbom mieszkającym w północnym Kosowie importu towarów z Serbii. Władze w Prisztinie wprowadziły ten zakaz w odpowiedzi na zablokowanie przez Serbię importu towarów z kosowskimi pieczęciami celnymi oraz w związku z nierozstrzygniętym sporem dotyczącym ceł na towary importowane z Kosowa. NATO skierowało posiłki wojskowe w rejon konfliktu, któremu przez trzy dni towarzyszyły akty przemocy. W wyniku interwencji zginął członek albańskiej policji kosowskiej.
Premier Kosowa Hashim Thaci powiedział, że nie zamierza negocjować z Belgradem w sprawie przezwyciężenia impasu handlowego. - Nie chcemy z nikim negocjować, nie pójdziemy na żadne kompromisy w kwestii bezpieczeństwa i integralności terytorium Republiki Kosowa. Chcemy stosunków dobrego sąsiedztwa z Serbią, jak z każdym innym krajem regionu, ale każdy jest panem we własnym domu - oświadczył.
Tymczasem kosowscy Serbowie oskarżyli NATO, że stoi w tym sporze po stronie Prisztiny. - Nie chcemy pozwolić NATO na ulokowanie kosowskiej policji i celników na granicy z Serbią, ale będziemy bronić się w sposób pokojowy - powiedział Krstimir Pantić, burmistrz Kosovskiej Mitrovicy.
PAP, arb