Syryjscy dysydenci mieszkający w USA zaapelowali do władz w Waszyngtonie, by wywarły presję na prezydenta Syrii Baszara el-Asada i skłoniły go do natychmiastowego ustąpienia ze stanowiska. Pragną także nowych sankcji wobec jego reżimu. Z przedstawicielami syryjsko-amerykańskiej społeczności spotkała się amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton, by przedyskutować to, co Departament Stanu nazywa "sytuacją naglącą" w Syrii.
Co najmniej 24 osoby zostały zabite w Syrii przez siły bezpieczeństwa 1 sierpnia, w pierwszym dniu świętego miesiąca muzułmanów, ramadanu - poinformowało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, mające siedzibę w Londynie. Według tego źródła tego dnia w całej Syrii aresztowano ponad 150 osób.
Społeczność międzynarodowa potępiła wcześniejszy atak sił zbrojnych Syrii na miasto Hama, gdzie opór przeciwko reżimowi Asada jest szczególnie silny. Według syryjskich obrońców praw człowieka w Hamie zabito około 100 osób. USA co prawda nałożyły już sankcje na prezydenta Baszara el-Asada i innych przedstawicieli władz w Damaszku w reakcji na brutalne tłumienie prodemokratycznych protestów, lecz, zdaniem obserwatorów, sankcje te mają wymiar symboliczny i zostały wprowadzone zbyt późno.
Jeden z dysydentów syryjskich w USA ocenił, że Rada Bezpieczeństwa ONZ powinna wprowadzić nowe sankcje wobec syryjskiego reżimu, i dodał, że "zbrodnie przeciwko ludzkości, które popełniono w Syrii, powinny być sądzone przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym".PAP, arb