Jak podkreśla Reuters, w tym roku w Afganistanie zginęło dotychczas 383 żołnierzy ISAF, w większości Amerykanów. Tymczasem wojskowi z NATO próbują wyjaśnić, czy za katastrofę śmigłowca, do której doszło w nocy z piątku na sobotę we wschodnim Afganistanie i w której zginęło 38 osób, odpowiedzialni są talibowie. Był to najgorszy pod względem liczby ofiar pojedynczy incydent od początku interwencji w Afganistanie w 2001 roku.
Na pokładzie maszyny zginęło 30 żołnierzy z elitarnej amerykańskiej jednostki Navy Seals, która brała bezpośredni udział w zabiciu przywódcy Al-Kaidy, Osamy bin Ladena. Oprócz Amerykanów w katastrofie śmigłowca poniosło śmierć siedmiu afgańskich komandosów oraz tłumacz.
Do ataku na śmigłowiec natychmiast przyznali się talibowie, którzy twierdzą, że zestrzelili go za pomocą granatnika. Mimo, że ich podobne oświadczenia w przeszłości okazywały się nieprawdziwe, władze w Waszyngtonie dopuszczają możliwość, że śmigłowiec mógł faktycznie zostać zestrzelony.
ISAF potwierdziło w nocy z soboty na niedzielę liczbę ofiar katastrofy, którą jako pierwszy podał prezydent Afganistanu Hamid Karzaj. Dodano jednak, że przyczyny wypadku są wciąż wyjaśniane. Przedstawiciele ISAF w Kabulu nie chcieli w niedzielę komentować sprawy i oświadczyli, że wciąż trwa wydobywanie ciał ofiar wypadku, do którego doszło w dolinie około 80 km na południowy zachód od afgańskiej stolicy.pap, ps