Pomysł wzmożonego monitoringu w internecie napotkał szeroki sprzeciw wśród koalicyjnych partnerów. - Postulat ministra Friedricha jest całkowicie iluzoryczny. Nie jest możliwe kontrolowanie komentarzy i blogów w światowej sieci. Każdy może założyć adres e-mail pod fałszywym nazwiskiem - oświadczył Burkhardt Mueller-Soenksen, rzecznik partii FDP. Krytycznie wypowiedziała się na temat planu Friedricha także opozycja. Rzecznik partii Zielonych, Konstantin von Notz, stwierdził, że "anonimowość i intymność, których chcemy w realnym życiu, muszą obowiązywać także w internecie". Członek zarządu partii Malte Spitz dodał, że "możliwość pozostania anonimowym lub działania pod pseudonimem jest oczywistym elementem korzystania z wolności" i uznał, że pomysły ministra są niebezpieczne oraz "podkopują wolność myśli i prasy".
Z kolei rzecznik partii SPD, Lars Klingbeil, przypomniał, na przykładzie ostatnich rewolucji w krajach arabskich, jak ważna jest możliwość porozumiewania się w sieci bez ujawniania swojej tożsamości. - Międzynarodowi blogerzy z krajów dyktatorskich, gdzie trwa walka o demokrację i prawa człowieka, naraziliby się na śmiertelne niebezpieczeństwo, gdyby publikowali swoje artykuły pod własnymi nazwiskami - podkreślił Klingbeil.
Rzecznik MSW zapewnił jednak, że ministerstwo nie planuje występować przeciwko anonimowości w internecie, a wypowiedź ministra Friedricha dla "Spiegla" została błędnie zinterpretowana. Rzecznik resortu podkreślił, że minister mówił wyłącznie o demokratycznej kulturze prowadzenia sporu w sieci i nie miał na myśli wprowadzania prawnego obowiązku legitymowania się w internecie. Równocześnie poinformowano, że szef MSW przychyla się do opinii, iż w pewnych obszarach wirtualnej rzeczywistości anonimowość jest potrzebna.
PAP, arb