Do końca roku Amerykanie mają opuścić ten kraj zgodnie z dwustronnym porozumieniem podpisanym w 2008 roku przez Bagdad i Waszyngton. Jednak główne irackie siły polityczne upoważniły rząd do negocjacji w sprawie pozostawienia w Iraku kontyngentu amerykańskich szkoleniowców wojskowych. Warunki, na jakich szkoleniowcy mieliby zostać w Iraku i szkolić tamtejszych żołnierzy i policjantów, nie zostały jeszcze ustalone.
Pozostawieniu amerykańskich szkoleniowców po 2011 roku sprzeciwiają się sadryści, którzy mają w parlamencie 40 posłów i kilku ministrów w rządzie. "Wiedzcie, że stawimy opór i będziemy zażarcie walczyć, tak jak przedtem, aż wyjedziecie z naszego kraju, tak samo jak i wy stawialibyście opór i walczyli, gdyby to na wasz kraj dokonano inwazji" - napisał Sadr w liście do amerykańskich żołnierzy. W poprzednim swoim przesłaniu Sadr ocenił, że iracki rząd, który zaakceptuje pozostawienie obcych sił na terytorium swego kraju, będzie "rządem słabym". Sadr, słynący z antyamerykańskiego nastawienia, jest obecnie członkiem rządzącej w Iraku koalicji premiera Nuriego al-Malikiego. Wciąż cieszy się też wielką popularnością wśród szyitów.
Na wiosnę Muktada as-Sadr groził reaktywowaniem swojej potężnej milicji zwanej Armią Mahdiego, jeśli amerykańskie oddziały nie opuszczą Iraku do końca roku. 10 lipca wycofał się z tego, ale w końcu miesiąca zaapelował do wszystkich, którzy chcieliby włączyć się w kierowany przez niego ruch, by "za jedynych wrogów uznali Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Izrael, lecz brali pod uwagę, że zbrojnym oporem powinni kierować specjaliści". Armia Mahdiego była swego czasu uznana przez Pentagon za główne zagrożenie dla stabilności w Iraku. Organizacja zawiesiła swoją działalność w 2008 roku.
PAP, arb