Sir Fred Goodwin, szef grupy bankowej RBS (Royal Bank of Scotland), w którą Darling "wpompował" wiele miliardów funtów szterlingów, żeby ją ratować, w ocenie Darlinga zasługuje na to, by być "pariasem". Goodwin ściągnął na siebie krytykę, gdy mimo fatalnej kondycji banku, którym autorytarnie zarządzał przez 8 lat, w wieku niespełna 50 lat otrzymał emeryturę w wysokości 700 tys. funtów rocznie. W 2008 r. RBS miał stratę w wysokości 24,1 mld funtów - najwyższą w historii brytyjskich korporacji. Gdyby nie akcja ratunkowa, musiałby upaść. Brytyjski skarb państwa jest teraz właścicielem 84 proc. udziałów banku.
Według BBC "Darling kilkakrotnie w swej książce obciąża winą za kryzys prezesa Banku Anglii Mervyna Kinga oraz regulatora brytyjskiego rynku usług finansowych FSA, ale najbardziej jadowitą krytykę kieruje pod adresem bankierów". "Obawiałem się, że ich arogancja i głupota mogą pogrążyć cały kraj" - napisał. Zarzucił też bankierom, że nie okazali żadnej wdzięczności za to, iż zostali wyratowani pieniędzmi podatnika, i dalej grali w golfa, jakby nigdy nic.
Książka odsłania też kulisy rządu Partii Pracy. Z przecieków wynika, że Darling nazwał byłego premiera Gordona Browna politykiem "brutalnym, obdarzonym wulkanicznym usposobieniem". Brown z kolei przymierzał się podobno do odsunięcia Darlinga, ale nie miał politycznego poparcia, by tego dokonać.
zew, PAP