Wielu czeskich Romów pobierających zasiłki społeczne odmawia posyłania swych dzieci do szkół, a także rezygnuje z oferowanego przez urzędy pracy zatrudnienia. - Dzieci z tych rejonów muszą chodzić do szkoły - podkreślił Neczas. - Jeśli ktoś nie jest zatrudniony, nie ma przecież nic innego do zrobienia, niż odwieźć dzieci do szkoły, a potem je stamtąd zabrać.
Worek szluknowski w tym samym czasie co premier odwiedził także czeski minister pracy i spraw socjalnych Jaromir Drabek. Władzom lokalnym zaoferował natychmiastowe stworzenie 100 miejsc pracy - w ramach prac społecznie użytecznych - finansowanych przez budżet centralny. - Gdy tylko ta liczba (miejsc pracy) zostanie wyczerpana, jesteśmy gotowi ją zwiększyć"- zaznaczył minister.
Sytuacja w worku szluknowskim zaognia się od dłuższego czasu z powodu niskich cen nieruchomości. Jak twierdzą mieszkańcy, z innych części kraju do regionu w niekontrolowany sposób zsyłani są ludzie o niskim stopniu przystosowania społecznego, głównie Romowie. Powstają getta, wzrasta przestępczość, a policja i służby socjalne - ze względu na ograniczoną liczbę funduszy i pracowników - nie są w stanie opanować problemu.
W sierpniu w mieście Rumburk (pod granicą z Niemcami) grupa około 20 Romów napadła na czterech młodych ludzi wracających z dyskoteki; jedna osoba została poważnie ranna. Nieco wcześniej doszło do ataku w barze w Novym Borze. Oba incydenty policja uznała za motywowane rasowo.
Przeciw romskim atakom w miastach worka szluknowskiego od miesiąca odbywają demonstracje. Napięcia wykorzystują też czescy ekstremiści.
pap, ps