Opozycjonista powiedział, że kiedy przyjechał z żoną z lotniska do domu, już na niego czekali ludzie w cywilu. - Nie przedstawili się i nie powiedzieli, jakie struktury siłowe reprezentują. Powiedzieli, że mam iść z nimi, a ja odmówiłem. Użyli siły, porwali moje ubranie - relacjonował. Dodał, że na szczęście wstawili się za nim przechodnie, którzy byli świadkami tego zdarzenia, i wezwali policję. - Przyjechali policjanci w mundurach i pojechałem z nimi. Na komendzie powiedzieli mi, że łamię ustawę dotyczącą przekraczania granicy - opowiadał Labiedźka. Opozycyjny działacz wyjaśnił, że wracał do Mińska przez Rosję, ponieważ Rosjanie honorują jego stary paszport, gdzie ma ważne wizy, w tym schengeńską. Nowego paszportu nie oddano mu po 4 miesiącach przetrzymywania w areszcie śledczym KGB, skąd został zwolniony w kwietniu.
Łabiedźka miał powiedzieć policjantom, że na znak protestu nie powie ani słowa. - Oni poszli i długo się naradzali, a potem powiedzieli, że na razie jestem wolny, ale później zostanę jeszcze pisemnie wezwany na policję - wspominał opozycjonista. - Na pewno będzie jeszcze kontynuacja, ale mam nadzieję, że już bardziej pokojowe i cywilizowane - dodał opozycjonista.
- Potępiamy wszelkie represje i nękanie opozycjonistów. To pokazuje rosnącą nerwowość reżimu Łukaszenki. Nieprawda, że Białorusi nie było na szczycie Partnerstwa Wschodniego. Byli ci, którzy chcą współpracować z Europą i których Europa chce słuchać. Tacy ludzie jak Labiedźka właśnie - oświadczył rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki komentując całe zdarzenie.
PAP, arb