Ponad połowa uczestników poniedziałkowej sesji Loja Dżirgi opuściła obrady na znak protestu przeciwko "opóźniającym taktykom" niektórych delegatów.
Cytowany przez Reutersa deputowany Sajed Nimatullah oskarżył część uczestników zgromadzenia o rozmyślne blokowanie obrad, by nie dopuścić do podjęcia debaty na temat kluczowych kwestii.
"Wychodzimy, bo nie ma sensu bezproduktywne siedzenie i słuchanie nudnych wystąpień" - oświadczył Nimatullah. Jeśli zgromadzenie nie podejmie natychmiast sprawy składu nowego afgańskiego rządu, na Loja Dżirdze może dojść do bijatyki - ostrzegł.
Oskarżył on obce państwa o ingerencję i "pogwałcenie porozumień afgańskich zawartych w Bonn". Nie wyjaśnił jednak bliżej tych zarzutów. Być może chodzi mu o to, że na sesji jest nieobecny Hamid Karzaj (nowo powołany prezydent), który jego zdaniem powinien uczestniczyć w debacie na temat nowego parlamentu.
Karzaj - podaje agencja Reutersa - przemówi na sesji prawdopodobnie w poniedziałek po południu. Jego przemówienie ma ostudzić burzliwe nastroje, jakie dały o sobie znać przede wszystkim podczas niedzielnej sesji Loja Dżirgi. Doszło tu do wzajemnego przekrzykiwania się i przepychanek. Cały niedzielny wieczór i poniedziałek rano Karzaj spędził na zakulisowych indywidualnych rozmowach z deputowanymi.
Sprawa nowego parlamentu jest przedmiotem kontrowersji między zgromadzeniem a zwolennikami Karzaja. Ci ostatni chcą, by decydujący wpływ na skład rządu miał prezydent, a nie zgromadzenie. Sam Karzaj wcześniej proponował powołanie spośród uczestników Loja Dżirgi 111-osobowego konsultatywnego zgromadzenia. Nie określił jednak uprawnień tego gremium. Powiedział jedynie, iż 111 deputowanych "pozostawałoby wraz z nami w Kabulu do wyborów powszechnych za 18 miesięcy".
Karzaj ma przewodniczyć nowemu afgańskiemu rządowi, który będzie kierował krajem przez 18 miesięcy poprzedzających wybory powszechne.
Obradujące od ubiegłego wtorku w Kabulu afgańskie zgromadzenie przywódców plemiennych - Loja Dżirga - wznowiło obrady w poniedziałek rano. Sesja rozpoczęła się z 40-minutowym opóźnieniem, spowodowanym - jak sugerują główne agencje - trwającym od soboty sporem dotyczącym sposobu wyboru i składu tymczasowego parlamentu kraju. Loja Dżirga zgodnie z planem winna w poniedziałek zakończyć obrady - okazało się to jednak nierealne i została przedłużona.
em, pap
"Wychodzimy, bo nie ma sensu bezproduktywne siedzenie i słuchanie nudnych wystąpień" - oświadczył Nimatullah. Jeśli zgromadzenie nie podejmie natychmiast sprawy składu nowego afgańskiego rządu, na Loja Dżirdze może dojść do bijatyki - ostrzegł.
Oskarżył on obce państwa o ingerencję i "pogwałcenie porozumień afgańskich zawartych w Bonn". Nie wyjaśnił jednak bliżej tych zarzutów. Być może chodzi mu o to, że na sesji jest nieobecny Hamid Karzaj (nowo powołany prezydent), który jego zdaniem powinien uczestniczyć w debacie na temat nowego parlamentu.
Karzaj - podaje agencja Reutersa - przemówi na sesji prawdopodobnie w poniedziałek po południu. Jego przemówienie ma ostudzić burzliwe nastroje, jakie dały o sobie znać przede wszystkim podczas niedzielnej sesji Loja Dżirgi. Doszło tu do wzajemnego przekrzykiwania się i przepychanek. Cały niedzielny wieczór i poniedziałek rano Karzaj spędził na zakulisowych indywidualnych rozmowach z deputowanymi.
Sprawa nowego parlamentu jest przedmiotem kontrowersji między zgromadzeniem a zwolennikami Karzaja. Ci ostatni chcą, by decydujący wpływ na skład rządu miał prezydent, a nie zgromadzenie. Sam Karzaj wcześniej proponował powołanie spośród uczestników Loja Dżirgi 111-osobowego konsultatywnego zgromadzenia. Nie określił jednak uprawnień tego gremium. Powiedział jedynie, iż 111 deputowanych "pozostawałoby wraz z nami w Kabulu do wyborów powszechnych za 18 miesięcy".
Karzaj ma przewodniczyć nowemu afgańskiemu rządowi, który będzie kierował krajem przez 18 miesięcy poprzedzających wybory powszechne.
Obradujące od ubiegłego wtorku w Kabulu afgańskie zgromadzenie przywódców plemiennych - Loja Dżirga - wznowiło obrady w poniedziałek rano. Sesja rozpoczęła się z 40-minutowym opóźnieniem, spowodowanym - jak sugerują główne agencje - trwającym od soboty sporem dotyczącym sposobu wyboru i składu tymczasowego parlamentu kraju. Loja Dżirga zgodnie z planem winna w poniedziałek zakończyć obrady - okazało się to jednak nierealne i została przedłużona.
em, pap