Rasmussen zaznaczył jednocześnie, że jest to wstępna decyzja Rady NATO, bo ostateczna ma zapaść przyszłym tygodniu. Dodał, że do tego czasu Sojusz będzie uważnie przyglądał się rozwojowi wydarzeń w Libii. Zapewnił, że po zakończeniu operacji nie będzie żadnych sił NATO w tym kraju. - Jesteśmy dumni z tego, co osiągnęliśmy. To szczególny moment w historii Paktu Północnoatlantyckiego - powiedział sekretarz generalny NATO.
Piątkowa decyzja zapadła dzień po śmierci byłego libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. Konwój, w którym uciekał w czwartek z Syrty, ostrzelały samoloty NATO. "Był to jak najbardziej usprawiedliwiony atak" - stwierdził Rasmussen. Poinformował on także, że NATO nie wie, gdzie przebywa teraz syn Muammara Kadafiego, Saif al-Islam.
Sojusz Północnoatlantycki rozpoczął operację wojskową, przede wszystkim lotniczą, w Libii pod koniec marca, w ramach mandatu ONZ, który zezwalał na "ochronę ludności cywilnej wszelkimi środkami". W operacji uczestniczyło 12 z 29 państw NATO i cztery spoza Paktu. Samoloty sił międzynarodowych wykonały około 9600 lotów bojowych.pap, ps