Śmierć Chaleda Saida stała się jednym z wydarzeń, które popchnęły Egipcjan do ulicznych wystąpień w walce o reformy demokratyczne. Na Facebooku powstała wtedy strona poparcia dla Saida, na której nawoływano do demonstracji przeciw korupcji i brutalności policji w miesiącach poprzedzających wybuch tzw. arabskiej wiosny w Egipcie. To tam padł apel o demonstrację 25 stycznia, która przerodziła się w 18-dniową rebelię, ostatecznie doprowadzając do obalenia reżimu Hosniego Mubaraka.
Obrońcy praw człowieka obawiają się teraz, że decyzja sądu może doprowadzić do wybuchu wściekłości na ulicach. - Ten werdykt to przyzwolenie na podobne wydarzenia (jak zabicie Saida) w przyszłości, bo nie służy jako straszak; to nie do przyjęcia - ocenił jeden z nich.
W czerwcu zeszłego roku w Aleksandrii dwaj nieumundurowani policjanci zabili młodego przedsiębiorcę Chaleda Saida. Policjanci wyciągnęli mężczyznę z kawiarenki internetowej i na oczach pozostałych klientów bili go tak długo, aż skonał. Policja próbowała przedstawiać Saida jako dilera narkotyków, który zginął, gdy w pośpiechu próbował połknąć torebkę z narkotykami. Przeprowadzone niedawno badania wykazały jednak, że opakowanie na siłę włożono mu do ust.
Po obaleniu prezydenta Mubaraka władzę tymczasowo przejęła Najwyższa Rada Wojskowa, którą jednak oskarża się o opieszałość we wprowadzaniu zmian i w rozliczaniu się z poprzednim reżimem. W internecie wyraz rozczarowaniu dają ci, którzy sprawę zabójców Saida tratowali jako sprawdzian dla Rady.
zew, PAP