Pismo adresowane było do Ai Weiweia jako do "właściwego rewidenta księgowego" firmy Fake Cultural Development. Firma należy do jego żony i to ona jest jego prawnym przedstawicielem, a tytuł użyty przez władze podatkowe został wymyślony - podkreśla Ai.
Władze postawiły mu ultimatum: albo zapłaci 2,4 mld USD w ciągu 10 dni, albo zostaną wobec niego podjęte bliżej nieokreślone środki.
Ai zaznaczył, że nie otrzymał żadnych dokumentów stwierdzających zaleganie z płatnościami. Za pośrednictwem mikrobloga Twitter powiedział, że władze groziły księgowemu i menedżerowi firmy i uniemożliwiły mu spotkanie z nimi.
"Jeśli to rzeczywiście kwestia niezapłaconych podatków, zapłacę" - podkreślił Ai. Dodał, że tak się nie stanie, dopóki nie zostaną zwrócone księgi rachunkowe firmy, a jemu pozwoli się na spotkanie z księgowym i menedżerem.
Obrońcy praw człowieka zgodnie twierdzą, że nagłe wezwanie do spłaty rzekomych zobowiązań to szykana, mająca na celu uciszenie krytykującego chińskie władze artysty.
W czerwcu tego roku Ai Weiwei wyszedł na wolność po dwóch miesiącach przetrzymywania w tajnym miejscu bez postawienia mu zarzutów.
54-letni artysta jest m.in. współtwórcą narodowego stadionu w Pekinie, zwanego Ptasim Gniazdem.pap, em