- Trwa swoiste ludobójstwo kulturalne w Tybecie - powiedział duchowy przywódca buddystów tybetańskich dalajlama dodając, że to "ludobójstwo" jest źródłem niedawnej fali samopodpaleń Tybetańczyków.
- W ciągu ostatnich 10-15 lat byli bardzo twardzi chińscy przywódcy. To dlatego jesteśmy świadkami takich ubolewania godnych wydarzeń - powiedział dalajlama.
Od samospalenia się w marcu młodego mnicha z klasztoru Kirti w Syczuanie (południowy zachód Chin) w proteście przeciwko represjom religijnym w jego ślady poszło 11 innych mnichów i mniszek z tej prowincji. Przed ambasadą Chin w Delhi próbował się 4 listopada spalić tybetański uchodźca, ale płomienie ugasiła straż pożarna.
- Komunistyczna propaganda chińska przedstawia bardzo różowy obraz sytuacji. Ale w rzeczywistości nawet Chińczycy, którzy przyjeżdżają do Tybetu, odnoszą wrażenie, że jest tam strasznie - powiedział dalajlama, dodając, że Tybet jest "w rozpaczliwej sytuacji".
76-letni dalajlama od zdławienia antychińskiego powstania w Tybecie w 1959 r. żyje na uchodźstwie w Dharamśali na północy Indii.
zew, PAP