Wprawdzie noc z 4 na 5 listopada była mglista, ale w ocenie policji gryzący dym wydzielany przez ognie sztuczne odpalane na terenie Taunton Rugby Club, którego zewnętrzny płot jest oddalony o ok. 35 m od autostrady, wytworzył czarną chmurę.
Klub, który na pokaz sztucznych ogni wydał 3 tys. funtów, twierdzi, że pirotechnicy przeprowadzili wszystkie wymagane kontrole. Zbadali m.in. pogodę i kierunek wiatru. Wypowiadający się dla mediów organizator pokazu Geoff Counsell z firmy Firestorm Pyrotechnics oburzył się na sugestię, że ognie sztuczne mogą być powodem karambolu, i zaprotestował przeciwko robieniu z jego firmy "kozła ofiarnego". Według niego wina tkwi po stronie kierowców. - Nie prowadziłbym samochodu w takich warunkach, chyba żebym musiał - zaznaczył. Przyznał zarazem, że mgła była tak gęsta, że nie widział nawet kilkusetosobowego tłumu, który przyszedł na imprezę.
Efektem karambolu była gigantyczna kula ognia spowodowana zapaleniem się paliwa. Jeden z kierowców porównał warunki jazdy do "próby poruszania się w farbie emulsyjnej".
Jak dotąd policja nikogo nie aresztowała w związku z karambolem, a na obecnym etapie nie wiadomo, czy organizatorom pokazu sztucznych ogni postawi zarzuty naruszenia przepisów bhp lub niedbalstwa, jeśli uzna ich za odpowiedzialnych. Była to największa katastrofa drogowa w Wielkiej Brytanii od 1991 r., gdy powodem karambolu było zaśnięcie prowadzącego pojazd za kierownicą.
zew, PAP