66-letni Kacaw, który stał na czele Izraela w latach 2000-2007, zaprzeczał oskarżeniom o gwałt, molestowanie seksualne i nękanie, wniesionym przez trzy byłe współpracownice. Mimo to w grudniu 2010 roku izraelski sąd uznał go za winnego, a w marcu skazał na karę więzienia. Sąd nakazał także byłemu prezydentowi wypłatę odszkodowania w łącznej wysokości 125 tys. szekli (ok. 100 tys. złotych) dwóm ofiarom gwałtu - pracownicy rezydencji Kacawa oraz pracownicy ministerstwa turystyki z okresu, gdy Kacaw kierował tym resortem.
Kacaw odwoływał się od tego wyroku, próbując podważyć wiarygodność powódek oraz prokuratorów i policjantów prowadzących dochodzenie w jego sprawie. Oskarżył nawet byłego prokuratora generalnego Menachema Mazuza o próbę przeprowadzenia "prywatnej wendety". Uskarżał się też na media twierdząc, że robią one wszystko, aby go "dopaść". W warunkach tej "nagonki" i "przecieków" ze śledztwa w mediach nie było możliwe przeprowadzenie sprawiedliwego procesu - oceniał.
Przedstawiciele elit politycznych Izraela podkreślali, że sprawa Kacawa dowodzi praworządności państwa żydowskiego i pokazuje, że nikt w tym kraju nie może pozostać nietykalny. Rozpoczęte jeszcze w 2006 roku dochodzenie sprawiło, że Kacaw podał się do dymisji w lipcu 2007 roku, na dwa tygodnie przed wygaśnięciem kadencji prezydenckiej. Zapowiadał wówczas walkę o odzyskanie dobrego imienia. W kwietniu 2008 roku odrzucił porozumienie stron, które pozwoliłoby mu uniknąć procesu w zamian za przyznanie się do molestowania pracownic, nieprzyzwoitych czynów oraz do nękania świadków.
PAP, arb