Zanim premier udał się do Kwirynału na spotkanie z prezydentem przewodniczył ostatnim, pożegnalnym obradom Rady Ministrów. Rezygnacji Silvio Berlusconiego towarzyszyły wielotysięczne wiece radości jego przeciwników w centrum w Rzymu; przed Pałacem Prezydenckim na Kwirynale, dokąd pojechał, a także przed Kancelarią Premiera w Palazzo Chigi i przed prywatną rezydencją szefa rządu. Najwięcej ludzi zebrało się na Kwirynale, gdzie symbolicznie żegnało przybyłego tam premiera rzucając monetami.
Włosi masowo świętowali odejście szefa rządu. Wznosili okrzyki: "Berlusconi do domu", "Bufon" i "Alleluja". Trzymali w rękach transparenty z napisem: "12 listopada, dzień wyzwolenia". Radość tę komentatorzy porównują z wybuchem entuzjazmu, jaki miał miejsce, gdy włoska reprezentacja wygrała Mundial. Na ulicach Rzymu zgromadziły się ogromne siły policji. Sam premier, który tuż przed udaniem się do Pałacu Prezydenckiego spotkał się z kierownictwem swej partii Lud Wolności, powiedział, że jest "głęboko rozgoryczony" kontestacjami i wiecami jego przeciwników. Pałac Prezydencki opuścił po rozmowie z Napolitano bocznym wyjściem, by uniknąć spotkania z wiwatującymi tłumami. W takiej atmosferze nie ustępował żaden premier Włoch.
Kryzys rządowy we Włoszech ma trwać bardzo krótko i zakończyć się już w poniedziałek - aby uspokoić nerwowo reagujące rynki - wraz z desygnowaniem na premiera ekonomisty Mario Montiego. Utworzy on rząd, określany mianem prezydenckiego, gdyż to Giorgio Napolitano wysunął jego kandydaturę i nalegał na takie właśnie rozwiązanie kryzysu, bez konieczności przeprowadzania przedterminowych wyborów.
Niedziela będzie dniem konsultacji, jakie prezydent przeprowadzi z ugrupowaniami koalicji i opozycji na temat powołania nowego gabinetu.pap, ps