Właśnie pod budynkiem parlamentu doszło do starć między policją a grupą zamaskowanej młodzieży, która odłączyła się od pochodu i zaczęła rzucać w funkcjonariuszy kamieniami i bombami zapalającymi. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym i granatami ogłuszającymi, co sprawiło, że demonstracja na jakiś czas została wstrzymana. Do starć doszło także pod ambasadą USA. Greccy demonstranci oskarżali Stany Zjednoczone o wspieranie wojskowej dyktatury, przeciwko której zbuntowali się studenci w 1973 roku. Zatrzymano ok. 60 osób, nie ma doniesień o rannych.
Marsze odbyły się także w innych miastach. Choć w większości miały one pokojowy przebieg - jak 15-tysięczny marsz w Salonikach - nie obyło się bez incydentów. W trzecim co do wielkości mieście Grecji, portowym Patras na zachodzie kraju grupa zamaskowanych ludzi próbowała zniszczyć fasadę banku, ale szybko interweniowała policja. Protesty to pierwszy poważny sprawdzian dla nowego rządu koalicyjnego ekonomisty Lukasa Papademosa - zauważa agencja AP. Zaprzysiężony w ubiegłym tygodniu nowy gabinet uzyskał wotum zaufania w parlamencie.
17 listopada 1973 roku rządząca Grecją junta krwawo stłumiła rewoltę studencką przeciwko wojskowym. Rok później junta upadła. W greckiej świadomości narodowej dzień ten uchodzi za moment kulminacyjny powstania Greków przeciwko dyktaturze tzw. czarnych pułkowników w latach 1967-1974. W rocznicę tamtych wydarzeń co roku w Atenach odbywa się marsz z kampusu tamtejszej politechniki, gdzie powstanie miało swój początek, do ambasady USA. Demonstracje 17 listopada wykorzystywane są do wyrażania sprzeciwu w aktualnych sprawach - w tym roku wobec działań oszczędnościowych rządu Grecji.
zew, PAP