18 listopada w Berlinie szefowie federalnych resortów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości spotkali się z ministrami krajów związkowych oraz szefami kontrwywiadu, policji i prokuratury federalnej, by wyciągnąć konsekwencje ze sprawy neonazistowskiej grupy z Zwickau. - Miały tu miejsce niedociągnięcia i brakowało informacji - przyznał Friedrich. - Z całych sił musimy wystąpić przeciw skrajnie prawicowej przemocy i chronić demokrację - dodał. - Uczynimy wszystko, aby ci, którzy dziś mogą czuć się zagrożeni, nie musieli się bać - zapewnił.
NPD na cenzurowanym
Aby w przyszłości uniknąć podobnych błędów, niemieckie władze zamierzają zastanowić się nad lepszą koordynacją współpracy policji i kontrwywiadu na szczeblu federalnym i krajów związkowych, które miałyby współdziałać w ramach centrum obrony przed prawicowym ekstremizmem. Ma również powstać baza wymiany informacji dotyczących środowisk skrajnie prawicowych, wzorowana na istniejącej bazie danych o radykałach islamskich. Kolejnym krokiem ma być zbadanie możliwości delegalizacji skrajnie prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD). - Nie wolno jednak dopuścić do tego, by kolejna próba delegalizacji NPD zakończyła się niepowodzeniem ze względu na wątpliwości konstytucyjne - zastrzegła minister sprawiedliwości Sabine Leutheusser-Schnarrenberger. W 2003 r. trybunał konstytucyjny zablokował wniosek o zakaz działalności neonazistowskiej partii, gdy okazało się, że część materiału dowodowego przeciwko NPD pochodziła od informatorów Urzędu Ochrony Konstytucji.
Friedrich przekonuje, że warunkiem delegalizacji NPD byłoby wycofanie informatorów kontrwywiadu z jej szeregów, co jednak - jak ocenił - nie wchodzi w grę. - Potrzebujemy tych informatorów. Od 1992 r. zakazano w Niemczech działalności 10 skrajnie prawicowych organizacji, co byłoby niemożliwe bez informacji pozyskanych od agentów kontrwywiadu - podkreślił. Leutheusser-Schnarrenberger zapowiedziała natomiast, że niemiecka policja zbada, czy niewyjaśnione do dziś inne przestępstwa mogły mieć podłoże neonazistowskie.
"Narodowa sieć towarzyszy"
Według prokuratora generalnego Haralda Range śledztwo w sprawie Narodowosocjalistycznego Podziemia co dzień przynosi nowe fakty. Policja podejrzewa kolejne dwie osoby o związek z grupą z Zwickau, jednak na razie nie przesądza, czy Narodowosocjalistyczne Podziemie było większą organizacją terrorystyczną. Istnienie grupy, złożonej z dwóch mężczyzn i kobiety, wyszło na jaw przypadkiem. 4 listopada jej członkowie Uwe Boehnhardt i Uwe Mundlos popełnili samobójstwo, bojąc się schwytania po napadzie na bank w Eisenach. Ich wspólniczka Beate Zschaepe sama zgłosiła się na policję, a w domu w Zwickau, gdzie mieszkała trójka przestępców, wybuchła bomba. W ruinach policja znalazła broń, a także gotowe do wysłania płyty DVD z 15-minutowym filmem Narodowosocjalistycznego Podziemia. W nagraniu członkowie gangu oznajmili, że stanowią "narodową sieć towarzyszy, którym przyświeca zasada: czyny zamiast słów", i przyznali się do serii zamachów na imigrantów. Beate Zschaepe jak dotąd milczy.
PAP, arb